Minister sprawiedliwości wycofał się z forsowania przepisów pozwalających siłą podawać środki hamujące popęd seksualny - informuje "Gazeta Wyborcza". Wprowadzenia przymusowej kastracji pedofilów chciał premier Donald Tusk.
Jednak - jak pisze "Gazeta Wyborcza" - z projektu ustawy, która miała zadośćuczynić zapowiedzi premiera, zniknął kluczowy zapis, który mówił, że wobec przestępców seksualnych umieszczanych po odbyciu kary więzienia w zamkniętych ośrodkach leczniczych można stosować „środki przymusu bezpośredniego” na zasadach przewidzianych w ustawie o ochronie zdrowia psychicznego.
W poprzednim projekcie zapis o stosowaniu „środków przymusu bezpośredniego” był. Jego wprowadzenie w życie oznaczałoby zalegalizowanie podania leku siłą nie tylko - jak dziś - osobom, które z powodu choroby psychicznej nie są w stanie świadomie wyrazić swojej woli, ale także takim, które są poczytalne. Takich rozwiązań nie ma w żadnym demokratycznym kraju.
Gazeta przypomina, że pomysł przymusowej kastracji skrytykowali bioetycy jako sprzeczny z zasadami respektowania woli pacjenta i z tym, że na człowieku nie można dokonywać zabiegów medycznych, które nie służyłyby jego dobru. Karniści przypominali, że pozbawianie człowieka zdolności płodzenia jest przestępstwem, a seksuolodzy podkreślali, że hamowanie popędu na siłę nic nie pomoże bez psychoterapii, do której zmusić się nie da. Sprzeciwiali się też teolodzy, przypominając, że Kościół katolicki uważa zdolność posiadania potomstwa za składnik godności człowieka.