Według kontrolerów NIK Kancelaria Premiera zatrudniała studentów do przygotowania poważnych analiz prawnych. Podobne zlecenia wychodziły także z innych resortów. Opracowania dotyczące ważnych ustaw - zamiast rzeszy opłacanych z budżetu urzędników - sporządzali również wynajęci pracownicy kancelarii adwokackich. Za godzinę pracy mieli otrzymywać nawet 200 dolarów. W ten sposób wydano kilkadziesiąt milionów złotych.
Tak mają wyglądać ustalenia kontrolerów NIK-u, które na razie nie ujrzały światła dziennego w postaci oficjalnego raportu. Dokument - na podstawie nieoficjalnych informacji - opisał wczoraj jeden z dzienników. Ustalenia raportu są bulwersujące. Bulwersujące jest także to, że – jak się mówi nieoficjalnie – wyniki kontroli są wykorzystywane do walki wyborczej. Choć nie są one jeszcze oficjalnie znane, to znane są już jego główne tezy: „Pracownicy ministerstw czy centralnych urzędów w ramach prac zleconych – właśnie o charakterze eksperckim – mają płacone za to, co powinni normalnie robić w ramach zatrudnienia” – powiedział RMF były prezes Najwyższej Izby Kontroli. Janusz Wojciechowski kandyduje do Sejmu z listy PSL i wczoraj bez żadnych zastrzeżeń ujawnił, co wciąż tajny raport zawiera. Co więcej – Wojciechowski zapewnia, że gdyby pozostał w NIK-u, to raport zostałby opublikowany już ponad miesiąc temu. Obecny prezes Izby - Mirosław Sekuła, polityk AWS – nie chce o raporcie rozmawiać. Jego zastępca zaprzecza jednocześnie jakoby miał on raport skracać. Jacek Jezierski przyznaje jednak, że jego szef raportu nie podpisał: „Nie mógł go podpisać, skoro go nie miał i skoro nie przeszedł jeszcze całego, obowiązującego w Izbie trybu" – powiedział Jezierski. Dlaczego nie przeszedł, skoro Janusz Wojciechowski twierdzi, że był on już właściwie gotowy, tego nie wiadomo. Jasne jest natomiast, że apolityczna w swoim założeniu NIK, to świetny oręż walki politycznej.
foto RMF
06:15