Prawdopodobnie błąd pilota był przyczyną wczorajszej tragedii w Bieszczadach - dowiedział się RMF FM. W katastrofie awionetki zginęły cztery osoby dorosłe i 8-letni chłopczyk.
Mały samolot najprawdopodobniej zahaczył o wierzchołki drzew, runął na ziemię i stanął w płomieniach w miejscowości Weremień koło Leska. Do zdarzenia doszło kilkanaście minut przed godz. 13. Początkowo sądzono, że w wypadku zginęły cztery osoby, ale później służby ratunkowe znalazły piąte ciało.
Z dotychczasowych ustaleń wynika, że prawdopodobnie prywatny samolot Piper 32 wystartował ok. godz. 10.30 z lotniska w Częstochowie, a następnie miał śródlądowanie w Muchowcu na Śląsku. Później pilot zamierzał lądować w Weremieniu, ale po zbliżeniu się do lotniska, poinformował o zmianie decyzji i kontynuacji lotu nad Jezioro Solińskie. Niedługo później awionetka spadła na teren leśny i zapaliła się.
Jak poinformował komendant policji w Lesku, nadkomisarz Krzysztof Madej prawdopodobną przyczyną wypadku mogła być nagła zmiana decyzji pilota i niezachowanie bezpiecznej wysokości. Samolot najprawdopodobniej zahaczył o wierzchołki drzew, jeden z wierzchołków złamał, uderzył w drzewo i natychmiast się zapalił - powiedział Madej.
Ostateczne przyczyny wypadku ustalą eksperci.