Sąd Najwyższy utrzymał wyrok uniewinniający byłą posłankę PO Beatę Sawicką i burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego w głośnej sprawie korupcyjnej. Trzech sędziów SN oddaliło skargę kasacyjną prokuratury od prawomocnego wyroku uniewinniającego z 2013 roku. Prokuratura chciała uchylenia tego wyroku i zwrotu sprawy do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.

Uzasadniając oddalenie kasacji, Sąd Najwyższy podkreślał, że demokratyczne państwo nie może testować uczciwości obywateli i ich podatności na popełnienie przestępstwa. Agent nie może kreować sytuacji mocnych więzów emocjonalnych i osobistych z osobą prowokowaną. Nie może nagrywać z nią rozmów w innych miejscach niż publiczne, np. w aucie, jak było w tej sprawie - mówił w uzasadnieniu orzeczenia sędzia SN Andrzej Stępka. Dodał, że nie można kierować agentów służb na losowo wybrane i przypadkowe osoby. Zaznaczył także, że materiały operacyjne zdobyto w tej sprawie z naruszeniem ustawowych kryteriów.

Sędzia Stępka zaznaczył, że SN nie kwestionuje prawa służb do "mniej formalnych" działań operacyjno-rozpoznawczych, ale aby ich wyniki mogły być legalnym dowodem dla sądu, musiałyby zostać zweryfikowane innymi czynnościami.

Dodał, że z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu wynika, że podczas "prowokacji policyjnej" postawa agentów musi być pasywna i nie może wywierać "istotnego wpływu na osobę prowokowaną". Innej postawy agentów nie można uzasadniać - uznał SN - potrzebą walki z przestępczością. Sędzia podkreślił, że w sprawie Sawickiej i Wądołowskiego agenci CBA - w tym wymieniony z nazwiska Tomasz Kaczmarek - przekroczyli granice dopuszczalnej prowokacji, co powoduje nielegalność ich czynności. Trudno uznać ich zachowania za pasywne - dodał sędzia.

Sąd Najwyższy uznał, że uniewinniające Sawicką i Wądołowskiego orzeczenie sądu apelacyjnego zawierało pewne uchybienia, ale nie miały one wpływu na jego "trafny wyrok".

Po orzeczeniu Mirosław Wądołowski powiedział dziennikarzom, że liczy, iż osoby winne złamania prawa w całej sprawie odpowiedzą za to karnie.

Obrona podkreślała natomiast znaczenie decyzji SN dla legalności działań tajnych służb w przyszłości. Zostały postawione bardzo konkretne granice, co agent może, żeby działać legalnie, a kiedy jego działanie staje się bezprawiem - komentował adwokat Beaty Sawickiej, mec. Jacek Dubois. Według niego, uzasadnienie i wykładnia Sądu Najwyższego powstrzymają służby przed podobnymi szarżami w przyszłości.

Sprawa ciągnęła się od 2007 roku

W 2007 roku CBA zatrzymało Sawicką, ówczesną posłankę PO, gdy przyjmowała 50 tysięcy złotych od udającego biznesmena agenta CBA Tomasza Kaczmarka. Zatrzymano też Wądołowskiego, któremu zarzucono, że w zamian za łapówkę obiecał dokonać zmian w planie zagospodarowania przestrzennego Helu.

W maju 2012 roku warszawski sąd okręgowy skazał Sawicką na trzy lata więzienia, a Wądołowskiego - na dwa lata w zawieszeniu. Sąd uznał, że oskarżeni działali z chęci zysku, a agent CBA nie wpływał na Sawicką, by przyjęła pieniądze. Zdaniem adwokatów, operacja CBA była nielegalna.

W kwietniu 2013 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uwzględnił apelację obrony i prawomocnie uniewinnił oboje. Według SA, ustalenia sądu okręgowego były prawidłowe, ale równocześnie sędzia Paweł Rysiński podkreślił, że Sawicka poniosłaby odpowiedzialność karną, gdyby nie nielegalność działań CBA. Wyjaśnił, że doszło do rażących uchybień CBA w toku czynności operacyjnych, bo podjęto je nielegalnie, bez ustawowych przesłanek prawnych, a następnie wykonywano bez dochowania ustawowych reguł ich dopuszczalności.

Uchylenia tego wyroku domagali się poznańscy śledczy, według których Sąd Apelacyjny rażąco naruszył prawo, bezpodstawnie uznając, że CBA zgromadziło całość materiałów sprzecznie z wymogami, i nie podając "przekonujących przesłanek" dla uniewinnienia podsądnych.

Prokurator Barbara Nowińska mówiła w Sądzie Najwyższym, że Sąd Apelacyjny miał obowiązek oceny całego materiału i wykazania, czemu niezasadny jest skazujący wyrok sądu I instancji z 2012 roku - według niej, pisemne uzasadnienie SA nie spełnia tych wymogów, a oceny czynności operacyjno-rozpoznawczych CBA dokonał on "w oderwaniu od zebranych dowodów". Dodała, że SA pominął też niektóre niejawne akta sprawy.

Prokuratura kwestionuje ustalenie Sądu Apelacyjnego, jakoby nie istniały przesłanki do rozpoczęcia inwigilacji Sawickiej przez agenta CBA Tomasza Kaczmarka. Funkcjonariusz miał prawo wykonywać te czynności - podkreślała prokurator. Dodała, że Sawicka "działała z własnej inicjatywy", a nie Kaczmarka.

Obrona wnosiła o oddalenie skargi. Adwokat Sawickiej Mikołaj Pietrzak mówił w Sądzie Najwyższym, że wyrok SA nie ma wad, a CBA nie dochowało rzetelności. Według niego, wyrok SA "powinien się ostać, aby wzmocnić prawa jednostki wobec służb specjalnych". Zdaniem drugiego obrońcy, mec. Jacka Dubois, SA nie ocenił niektórych dowodów, bo zebrano je nielegalnie. Jak dodał, CBA nie miało prawa zaczynać inwigilacji Sawickiej.

Orzekający w sprawie sędziowie Sądu Apelacyjnego złożyli oświadczenia, że zapoznali się ze wszystkimi niejawnymi aktami. Dodali, że na aktach nie było ich podpisów tylko z powodu przeoczenia. Kasacja stawia natomiast zarzut, że nie wszyscy się z nimi zapoznali - właśnie dlatego, że brak było ich podpisów w niektórych tomach. To pracownicy kancelarii tajnej wskazują palcem, gdzie należy się podpisać. Zdarza się, że nie pilnują, by wpisać się w każdym tomie akt - mówił obrońca Sawickiej mec. Pietrzak. Inni obrońcy dopytywali, czemu prokuratura nie wierzy oświadczeniu trójki sędziów Sądu Apelacyjnego.