Opozycja w Azerbejdżanie uznaje wyniki wyborów prezydenckich za sfałszowane. Przez całą noc w centrum Baku trwały starcia zwolenników Isy Gambara, jednego z kandydatów, z policją. Po obu stronach byli ranni, co najmniej kilkanaście osób aresztowano.
W czasie, gdy wciąż trwało podliczanie głosów, milicja przypuściła atak na zwolenników opozycji. Ludzie sympatyzujący z Isą Gambarem, dawnym przewodniczącym parlamentu i współtwórcą antykomunistycznej opozycji, prawdopodobnie świętowali, dochodząc do wniosku, że to właśnie on wygrał wybory prezydenckie.
W ruch poszły policyjne pałki i gaz łzawiący. Policja zmusiła zwolenników opozycji do wycofania się z powrotem do budynku kwatery głównej partii Musavat. Aresztowano kilkadziesiąt osób, budynek został mocno zdewastowany.
Świadkami zajść byli członkowie misji obserwatorów Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie: Od wielu tygodni przestrzegałem, że przemoc to najgorsze, do czego może dojść podczas wyborów. Moim zdaniem przemoc sprowokowana przez milicję szczególnie zasługuje na potępienie - mówił przedstawiciel OBWE.
Milicję zirytowało, że opozycja zignorowała oficjalne komunikaty władz. A te nie pozostawiają wątpliwości, że wybory wygrał ten, kto miał wygrać - Ilham Alijew, syn wieloletniego przywódcy Azerbejdżanu Gajdara Alijewa. Choć nie zakończono jeszcze liczenia głosów, to według Centralnej Komisji Wyborczej na Alijewa juniora zagłosowało 80% wyborców. W ten sposób w Azerbejdżanie dojdzie do pierwszego w historii państw b. ZSRR przekazania władzy z ojca na syna.
15:30