Koniec procesu w sprawie Art-B. Prokurator chce dla szefa spółki Bogusława B. 6 lat pozbawienia wolności - mężczyzna jest oskarżony o pranie brudnych pieniędzy. Wyrok ma zapaść w grudniu.
W sprawie chodzi o kwotę 2,7 mln euro - pieniądze miały pochodzić z oszustwa dokonanego na szkodę szwajcarskiej spółki. Oprócz Bogusława B. oskarżony został także Maciej W., który miał działać "wspólnie i w porozumieniu" z B. Prokuratura chciała, by W. dostał karę 4 lat pozbawienia wolności.
Obrońcy obu oskarżonych chcą ich uniewinnienia - ich zdaniem nie wykazano, że mężczyźni mieli zamiar lub świadomość, że środki pochodziły z przestępstwa. Nie został także ustalony bezpośredni sprawca wyłudzenia. Według B. przelana kwota pochodziła od dawnego współpracownika Art-B i była spłatą jego ówczesnych zobowiązań wobec B.
W sprawie są tylko domniemania i interpretowanie okoliczności na niekorzyść oskarżonych - mówił jeden z obrońców.
Prokurator wskazywała zaś, że nawet jeśli dawny współpracownik Art-B był coś winny B., to dług był już przedawniony. B. nie był uprawniony ani do otrzymania tych pieniędzy, ani do dysponowania nimi - mówiła w mowie końcowej prok. Joanna Trzemżalska-Weitz.
Jak dodała, gdyby celem procederu nie było "wypranie" przelanej kwoty, to oskarżeni nie prowadziliby dalszych operacji finansowych tymi pieniędzmi, tylko np. spłaciłby swe wcześniejsze długi. Oskarżeni nie traktowali tych pieniędzy jako sum do swojej dyspozycji - wskazywała prokurator.
W poniedziałek przed zakończeniem procesu sędzia Katarzyna Stasiów oddaliła liczne wnioski dowodowe składane przez oskarżonych i ich obrońców - m.in. o uzupełniającą opinię biegłego i uzyskanie dodatkowych materiałów ze Szwajcarii. Ogłoszenie wyroku odroczono o dwa tygodnie - do 2 grudnia.
Proces w tej sprawie ruszył we wrześniu 2016 r., a prokuratura postawiła obu mężczyznom zarzuty w 2014 r. Informowała wówczas, że pieniądze, których dotyczy sprawa, wpłacono w styczniu 2014 r. na rachunek bankowy w Polsce, a - jak się okazało - pochodziły one z oszustwa dokonanego na niekorzyść jednej ze spółek w Szwajcarii. Prokurator wydał wtedy postanowienie o zabezpieczeniu tych środków.
Pieniądze pochodziły z rozpowszechnionego w Europie Zachodniej tzw. oszustwa na prezesa. Jak pisano, nieustaleni oszuści pod koniec 2013 r., podszywając się pod szefa holdingu lotniczo-kosmicznego - m.in. podczas rozmów telefonicznych i wysyłanych fałszywych maili - doprowadzili do wyłudzenia z jednej ze spółek zależnych od holdingu ponad 9 mln euro. W styczniu 2014 r., po wykryciu oszustwa, spółka zwróciła się do banku o blokadę przelanych pieniędzy. Udało się wówczas zablokować tylko 2,7 mln euro, które przelano na konto w Polsce.
Kodeks karny przewiduje dla tego, kto środki płatnicze, pochodzące z korzyści związanych z przestępstwem, przyjmuje, przekazuje albo podejmuje inne czynności, które mogą udaremnić lub utrudnić stwierdzenie ich przestępnego pochodzenia, karę od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu wraz z innymi osobami lub osiąga przy tym "znaczną korzyść majątkową", podlega karze do 10 lat więzienia (ten przepis dotyczy B. i W.).
Zakończony w poniedziałek proces to drugi z procesów B., który toczył się w ostatnich latach przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Na początku października br. zapadło orzeczenie w pierwszym z tych procesów, w którym sąd nieprawomocnie wymierzył B. karę 6 lat więzienia w związku z wyłudzeniami dokonanymi za pomocą tzw. piramidy finansowej. Kwotę dokonanego oszustwa oszacowano w tamtej sprawie na około 33 mln zł.
Z kolei sprawa Art-B, w której poprzednio skazany został Bogusław B., była najgłośniejszą aferą początków III RP. B. ze wspólnikiem Andrzejem Gąsiorowskim - który zgodził się na podawanie nazwiska - mieli, omijając prawo za pomocą tzw. oscylatora, zarobić 4,2 bln ówczesnych zł. W 1991 r. wspólnicy uciekli z Polski i osiedli w Izraelu. Bogusław B. został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany Polsce i skazany w 2000 r. na 9 lat więzienia. Zaliczono mu czas przebywania w areszcie. W połowie 2004 r. wyszedł na wolność.