Ponad 200 osób zarejestrowało się w bazie dawców szpiku kostnego w Jastrzębiu Zdroju. Akcję zorganizowała Fundacja DKMS między innymi dla 26-letniej Marzeny Erm, która walczy z chłoniakiem Hodgkina i musi mieć przeszczep szpiku.
Od 9.00 rano do Miejskiego Ośrodka Kultury w Jastrzębiu Zdroju zaczęli przychodzić ci, którzy zdecydowali się zarejestrować w bazie dawców szpiku kostnego. To jest rzecz, którą mogę zrobić dla innych i jeżeli kosztuje mnie to tylko próbkę krwi, to warto. Jeżeli okaże się, że będę mogła komuś pomóc, to będzie to coś wspaniałego. Poruszyła mnie historia dziewczyny z Jastrzębia, Marzeny. Czytałam o niej, czytałam jej bloga. Okazało się, że jest tutaj taka akcja, więc przyszłam - mówiła młoda kobieta, która zarejestrowała się w bazie.
Rejestracja trwała kilka minut. Polegała na wstępnym wywiadzie medycznym, wypełnieniu formularza i oddaniu 4 ml krwi. Jeżeli ktoś się zarejestrował, to potencjalnie może pomóc każdej chorej osobie na świecie, czekającej na przeszczep. Dane tych ludzi trafiają do rejestru światowego - mówi Wojciech Niewinowski z Fundacji DKMS. Dodaje, że jeśli ktoś zostanie dawcą, nie ma się czego obawiać. Samo pobranie komórek macierzystych bądź szpiku kostnego nie jest niczym strasznym. To nie wbicie wielkiej igły w kręgosłup, które grozi paraliżem. Tak niektórzy uważają, ale tak to nie wygląda. W 80 proc. jest to pobranie komórek macierzystych z krwi obwodowej. Jest to bardzo podobne do zwykłego oddawania krwi z tą różnicą, że dawca 4 dni przed pobraniem przyjmuje w formie zastrzyków czynnik wzrostu, który ma za zadanie namnożenie komórek macierzystych ze szpiku do krwi obwodowej. Innym sposobem jest pobranie z talerza kości biodrowej. To odbywa się pod narkozą. Lekarze pobierają 5 procent szpiku. Następnego dnia pacjent wychodzi do domu. Jego szpik w ciągu dwóch tygodni się regeneruje - tłumaczy Niewinowski.
O tym, że oddanie szpiku nie jest niczym strasznym przekonuje także Daniel Dudek. Zarejestrował się w bazie dawców niespełna dwa lata temu podczas akcji w jednym z hipermarketów w Żorach. Siostra mnie namówiła. Rok później zadzwonili do mnie ludzie z fundacji, że jest biorca, że mam oddać próbkę krwi do przebadania i w marcu tego roku oddałem szpik. Nie bolało. Emocje, które temu towarzyszą nie dopuszczają nawet żadnego bólu. To było szczęście. Dałem komuś nadzieję na życie - mówi 20-letni Daniel.
O Marzenie Erm i chłoniaku Hodgkina głośno zrobiło się rok temu. Zbierała pieniądze na drogi lek, który miał zapobiec nawrotowi choroby. Pomagali jej znajomi, którzy organizowali charytatywne koncerty, aukcje, imprezy. Włączyło się w to mnóstwo osób z całej Polski. Kolega ze studiów, Mateusz Morawiec na aukcji w internecie wystawił swój wolny czas. W akcję włączyliśmy się również my.
Były także głośne imprezy rozwodowe... Marzena rozwodziła się z rakiem. Lek miał podobne działanie jak chemia. Nie było jednak pewności, że choroba nie wróci. Po leczeniu tradycyjną chemią nawrót nastąpił po 2-3 miesiącach. Istnieje zagrożenie, że po tym leku nawrót może nastąpić np. za rok. Jeżeli da się zadziałać lepiej, to czemu nie? Szukamy dawcy jak najbardziej zgodnego - mówi Marceli, brat Marzeny. Marzena teraz czuje się dobrze. "Właśnie się zakochałam i bardzo chcę żyć" - czytamy w ulotce Fundacji DKMS.
(abs)