Samolot rządowy jak wycieczkowy czarter. Aż jedenaście z szesnastu ostatnich rejsów premiera rządowym embraerem to loty Donalda Tuska do rodzinnego Gdańska - ustalił reporter RMF FM Mariusz Piekarski. Te weekendowe wyjazdy premiera do domu kosztowały nas już ponad 120 tys. złotych. Na środowej konferencji prasowej premier nie wyjaśnił tej kwestii. Zadanie niewygodnego pytania skutecznie uniemożliwił rzecznik rządu Paweł Graś.
Godzina lotu embraera to koszt 11 tysięcy złotych. Tyle właśnie trwa lot na trasie Gdańsk - Warszawa. A to oznacza, że weekendowy wypad do domu (tam i z powrotem) to koszt około 22 tys. złotych.
W ciągu dwóch miesięcy premier 4 razy leciał na trasie Gdańsk - Warszawa i 7 razy z Warszawy do Gdańska. Od 18 listopada, czyli ponownego zaprzysiężenia, minęło 9 weekendów, w tym czasie premier tylko dwa razy zrezygnował z powrotu do domu rządowym samolotem.
- do Marsylii na spotkanie Europejskiej Partii Ludowej, a stamtąd do razu do Brukseli,
- do Strasburga na zakończenie naszej prezydencji,
- do Kopenhagi, by przekazać prezydencję,
- do Rzymu, by spotkać się z prezydentem Włoch Giorgio Napolitano i premierem Mario Montim
Aby zawieźć premiera do Danii, embraer najpierw poleciał do Werony. Tam bowiem Tusk był na urlopie, na nartach. Po wykonaniu zadania służbowego przez premiera w Kopenhadze samolot odwiózł szefa rządu do Werony. I musiał wrócić pusty.
W środę premier Donald Tusk poleciał rządowym samolotem do Rzymu. Na konferencji prasowej szef rządu podkreślał, że to lot służbowy. Najwyraźniej nasze informacje, że wchodząc na pokład rządowego embraera tylko 3 razy leciał na ważne spotkania, a aż 11 razy do domu na weekend, ubodły Donalda Tuska.
Wyglądało na to, że premier miał ochotę wyjaśnić tę sprawę, jednak Pawłowi Grasiowi rola rzecznika prasowego pomyliła się z ochroniarzem prasowym. Minister zadbał o to, by kłopotliwe pytanie nie padło. Premier nie odpowiedział, dlaczego najczęściej korzysta z samolotu, gdy jedzie do domu. Dał tylko do zrozumienia, że odpoczynek mu się należy. Nie mówię, że jestem stachanowcem. Kiedy potrzebuję wypoczynku, żeby później lepiej pracować, wykorzystuję czas wolny i wypoczywam - podkreślał Tusk.
Opuszczając konferencję, premier rzucił tylko w kierunku reportera RMF FM, że wykorzystanie samolotu to "skomplikowana sprawa i wymaga wyjaśnienia". Czekamy, bo każdy lot do domu to 11 tysięcy złotych. W dwa miesiące uzbierało się aż 120 tysięcy.
Donald Tusk mógłby polecieć do Gdańska samolotem rejsowym. Jeśli zostałby odwieziony na lotnisko i potem odebrany z płyty przez BOR podczas lotu nie potrzebowałby pewnie więcej niż dwóch oficerów ochrony. Nawet najdroższy bilet na tej trasie w piątek po południu z powrotem w poniedziałek kosztuje 1340 złotych. Koszt eskapady razem z dwoma funkcjonariuszami teoretycznie wynosiłby więc 4020 złotych. A to tylko teoretycznie. Premier jest przecież również posłem, a posłowie korzystają z biletów darmowych, opłacanych przez Kancelarię Sejmu. Weekendowa podróż premiera z ochroną samolotem rejsowym kosztowałaby więc 2680 złotych.
Donald Tusk mógłby też skorzystać z pozostających w jego dyspozycji śmigłowców, należących do 1. Bazy Lotnictwa Transportowego. Podróż sześcioosobową maszyną W3 Sokół trwałaby o 30-40 minut dłużej, a jej koszt spadłby - z 11 tysięcy (jak w wypadku embraera) do niewiele ponad 3 700 złotych za godzinę lotu.
Z Warszawy do Gdańska i z powrotem szef rządu mógłby jeździć także samochodami Biura Ochrony Rządu. O tym, że się to zdarzało, wiedzą wszyscy, którzy w piątek lub poniedziałek natykali się na tej trasie na kolumnę rządowych limuzyn. Podróż trwałaby około trzech godzin, jednak jej koszt ograniczyłby się wtedy do jednej dziesiątej kosztów lotu embraerem. Dwie limuzyny z potężnymi silnikami na pokonywanej w obie strony trasie 400 kilometrów zużyją paliwa za nie więcej niż 1100 złotych. Korzystając z tego rozwiązania, premier zachowałby pełną niezależność od innych środków transportu, a z limuzyn BOR korzysta przecież tak czy inaczej, gdziekolwiek jest.
Premier mógłby też skorzystać z pociągu. Sześciogodzinna wprawdzie podróż premiera z nieodzownymi funkcjonariuszami BOR kosztowałaby wtedy jeszcze mniejszy ułamek sumy przeznaczanej na przeloty odrzutowcem. Nawet jeśli premier podróżowałby w towarzystwie nie dwóch, a pięciu funkcjonariuszy BOR, z którymi zajęliby cały przedział, cała grupa na bilety w pierwszej klasie expressu wydałaby 963 złote i 50 groszy.
Różnica między 11 tysiącami, jakie premier wydaje niemal raz na tydzień na przelot na trasie Warszawa - Gdańsk a kolejnymi, także nie uwłaczającymi randze sprawowanego przez niego urzędu opcjami każe się zastanowić, czy przeloty 70-osobowym odrzutowcem to na pewno optymalny wybór szefa rządu, zapowiadającego oszczędności.
Nawet jeśli dla premiera najistotniejszym czynnikiem wpływającym na decyzje w tej sprawie jest czas, spędzony w podróży, warto byłoby wiedzieć, czy bardziej chodzi o oszczędzanie czasu, przeznaczonego na bycie z rodziną czy tego urzędowego?
Na początku czerwca 2010 roku Ministerstwo Obrony Narodowej wyczarterowało od PLL LOT dwa embraery do obsługi lotów najważniejszych osób w państwie. Umowa ma obowiązywać do końca przyszłego roku, z możliwością jej przedłużenia lub skrócenia. Koszty umowy to 25 mln zł rocznie.
Swój pierwszy lot Embraer 175 w narodowych barwach Polski odbył 9 czerwca 2010 roku. Na trasie z Warszawy do Brukseli samolot przewiózł między innymi premiera Donalda Tuska.
Wyczarterowane przez MON samoloty pozostały maszynami cywilnymi i nie są oznaczone wojskową szachownicą lotniczą; są obsługiwane są przez pilotów i personel pokładowy Lotu.