Zagraniczni dyplomaci mieli dziś zobaczyć miejsce tajemniczej eksplozji w Korei Północnej. Na razie nie ma jednak pewności, czy dyplomatom pokazano właściwe miejsce. Mnożą się też wątpliwości wokół wybuchu.
Grzyb na niebie, o którym informowali Koreańczycy z Południa wywołał na świecie wielkie obawy, że północnokoreański reżim ma bombę atomową i teraz to demonstruje. Hipotezę próby jądrowej odrzucał jednak szef amerykańskiej dyplomacji, Colin Powell.
Z tego, co wiemy, nie były to próby nuklearne. Nie wiemy jednak, czy te eksplozje nie były przygotowaniem do takich prób. Eksperci sugerują z kolei, że eksplodować mogły magazyny paliwa rakietowego. W północnej części Korei znajdują się wielkie fabryki broni i podziemne bazy rakiet dalekiego zasięgu.
Phenian obiecywał, że pokaże dyplomatom miejsce tajemniczego wybuchu. I pokazał - budowę wielkiej elektrowni wodnej w regionie Samsu. Dyplomaci byli tam półtorej godziny; pozwolono im robić zdjęcia.
Południowokoreański urzędnik ministerstwa ds. zjednoczenia, twierdzi, że do wybuchu doszło jednak w innym miejscu. Na razie glosu nie zabrał żaden z dyplomatów, którzy brali udział w wycieczce do Samsu. Był tam także polski ambasador Wojciech Kałuża.