37-letni Austriak zastrzelił swojego syna, by zemścić się na żonie. Wtargnął do szkoły, wyciągnął chłopca z lekcji, a następnie wyprowadził przed szkołę i zabił go z zimną krwią. Na całą sytuację kazał patrzeć córce. Wkrótce po tym, mężczyzna popełnił samobójstwo.
37-letni mieszkaniec St. Poelten w Austrii postrzelił swojego 8-letniego syna w głowę z bliskiej odległości po tym, jak jego żona zażądała rozwodu.
Dzień zapowiadał się zwyczajnie, jak każdy inny. Chłopiec i jego siedmioletnia siostra byli w szkole, kiedy do budynku wbiegł - wymachując pistoletem - rozwścieczony ojciec. Wyciągnął przerażone dzieci na szkolny dziedziniec i śmiertelnie postrzelił syna w głowę. Jego siostrę zmusił do oglądania tej drastycznej sceny.
Matka chłopca wyrzuciła męża z domu, w którym mieszkali z synkiem i o rok młodszą córką. Jak twierdzi, powodem złożenia pozwu rozwodowego była przemoc, którą mężczyzna notorycznie stosował wobec rodziny.
Szkolni medycy ocalili chłopca od śmierci na miejscu. Niestety, ośmiolatek zmarł w szpitalu. Lekarze nie byli w stanie go uratować - jego stan był krytyczny, a strzał w głowę z pistoletu o kalibrze 9 mm wywołał rozległe obrażenia. Mimo wszelkich starań zespołu medycznego, dziecko tragicznie zmarło - mówi dr Christoph Hormann ze szpitala w St. Poelten.
Przyczyna zabójstwa nie jest dokładnie znana, jednak po zebraniu wnikliwych informacji policjanci są zgodni. Mężczyzna nie raz dopuścił się przemocy, z pewnością miał problemy psychiczne. Żona długo tolerowała jego zachowanie, a kiedy powiedziała "dość", zareagował w ten sposób - mówi rzecznik policji, nadinspektor Alfred Schueller. Wierzymy, że motywem jego postąpienia była zemsta na żonie - dodaje.
Zwyrodniały ojciec uciekł z miejsca przestępstwa. Policjanci namierzyli go dzięki jego telefonowi komórkowemu i szybko ruszyli w pościg za przestępcą. Nie udało mu się jednak daleko odjechać. Funkcjonariusze znaleźli go martwego w swoim aucie. 37-latek zginął, zadając sobie strzał w głowę, podczas pościgu policyjnego.
Sąsiedzi nie mogą uwierzyć w tragedię. Nigdy nie zauważyli dziwnego zachowania czy agresji u mężczyzny. Widziałem się z nim dziś rano. Był bardzo przyjazny, jak zwykle - mówi sąsiad rodziny lfred Reiter.
Daily Mail