Jesień 2005 to przede wszystkim wybory. Dwa dni po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych, zaledwie 2 godziny po ogłoszeniu przez Państwową Komisję Wyborczą oficjalnych wyników. PiS przedstawiło swojego kandydata na premiera.
Kandydatem, który w tym momencie zapewnia najszybsze powołanie rządu Jest Kazimierz Marcinkiewicz - mówił lider PiS, Jarosław Kaczyński. W centrum sceny politycznej pojawiła się więc nowa postać, Kazimierz Marcinkiewicz z Gorzowa Wielkopolskiego. Jaka była odpowiedź Platformy Obywatelskiej na tę kandydaturę?
Tym samym rozpoczęły się wielodniowe negocjacje nad stworzeniem koalicji PIS-u i Platformy Obywatelskiej, zakończone fiaskiem. Ale gestów dobrej woli z obu stron, przynajmniej na początku, nie brakowało:
To jednak były tylko pobożne życzenia. Negocjacje przyszłych-niedoszłych koalicjantów odbywały się głównie za pośrednictwem mediów. Liderzy PIS-u i Platformy rozmawiali ze sobą na osobnych, zwoływanych zazwyczaj w tym samym czasie konferencjach prasowych.
W międzyczasie, 19 października na pierwszym posiedzeniu Sejmu V kadencji Marek Belka złożył dymisję swojego gabinetu, a Kazimierz Marcinkiewicz został desygnowany na premiera. Rozmowy koalicyjne - z dnia na dzień - brnęły w ślepy zaułek.
Równowagi znaleźć się nie udało. A poszło nie tylko o program, ale także o wybór marszałków Sejmu i Senatu oraz o obsadę resortów siłowych. Koalicja PO-PIS-u stawała się fikcją. W międzyczasie pojawiła się groźba przyśpieszonych wyborów.
W obliczu konieczności powołania rządu mniejszościowego Prawo i Sprawiedliwość zaczęło szukać poparcia gdzie indziej, między innymi u Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony. Kazimierz Marcinkiewicz do końca jednak kusił Platformę:
Rozmowy ostatniej szansy prowadzono nie tylko w Warszawie, ale także w siedzibie Kurii Biskupiej w Gdańsku. Wszystko na nic. 31 października w Pałacu Prezydenckim został zaprzysiężony mniejszościowy rząd Kazimierza Marcinkiewicza.