Woda w chodniku wentylacyjnym kopalni "Brzeszcze", gdzie przed tygodniem zapalił się metan, utrudnia akcję poszukiwawczą. Wciąż nie wiadomo, kiedy uda się odnaleźć ciało zaginionego górnika. Od początku akcji z powodu bardzo trudnych warunków ratownicy nie są w stanie nawet wejść do zagrożonej strefy kilkaset metrów pod ziemią.
Niespełna 400 metrów od centrum zdarzenia, ratowników zatrzymało lustro wody. Ma to zarówno dobre, jak i złe strony. Naturalny „korek” wodny może pomóc w opanowaniu pożaru, ale też próba odwodnienia może doprowadzić do jego wznowienia - ocenia zastępca dyrektora kopalni ds. pracy Zdzisław Duraj.
Woda pod ziemią to zjawisko naturalne. Gdy trwa normalne wydobycie, jest na bieżąco odpompowywana. Zapalenie się metanu spowodowało, że trzeba było zaniechać odwadniania, ponieważ praca pomp wiąże się z przepływem powietrza w chodniku. Tymczasem, aby opanować pożar, trzeba odciąć dopływ powietrza w rejonie zagrożenia. Tłoczony jest tam natomiast azot; dotychczas do wyrobiska dostarczono ok. 220 tys. m3 tego gazu.
Aby dojść do zaginionego górnika, kierownictwo akcji ratowniczej zdecydowało o odwodnieniu zalanego odcinka chodnika za pomocą pomp, ale w taki sposób, by w każdej chwili możliwe było bezpieczne wyprowadzenie ratowników, gdyby okazało się, że pożar ponownie daje o sobie znać. Przypomnijmy. W ubiegły wtorek w wypadku w kopalni „Brzeszcze” płonący metan poparzył 11 górników. Ich stan stopniowo się poprawia.
foto RMF
13:35