Przerwano poszukiwania kobiety i flisaka, zaginionych po wypadku, do jakiego doszło wczoraj podczas spływu Sanem w Trepczy koło Sanoka. Mimo wysiłków ratowników nie natrafiono na ślad dwójki poszukiwanych.

Akcję, przerwaną wczoraj o zmroku, wznowiono dziś rano. Penetrowano ponad 50-kilometrowy odcinek rzeki poniżej miejsca zdarzenia. Strażaków wspierali ich koledzy z sąsiednich miejscowości. W akcji wzieli udział także wyspecjalizowani nurkowie. Poszukiwania objęły powiat sanocki i brzostowski. Przeszukano też miejsce tragedii

Do tragicznego wypadku doszło wczoraj około południa. Ofiarami są nauczycielki z Zespołu Szkół Zawodowych numer 1 w Kielcach.

Policja wyjaśnia przyczyny i okoliczności wypadku. Przesłuchano flisaków i uczestników spływu, a także świadków wypadku. Niektórzy z nich sami zgłosili się na policję. Nieoficjalnie mówi się, że łódź napłynęła na konar i przewróciła się; w nią uderzyła kolejna. Tę wersję potwierdzają świadkowie wydarzeń.

Uczestnicy spływu przyznają, że do łódek wsiadali pełni obaw. Było naprawdę niebezpiecznie. Łódka tańczyła na wodzie, nurt robił z nią, co chciał - mówi jedna z uczestniczek. Pasażerowie łódek skarżą się, że w ogóle nie byli zabezpieczeni, nie dostali kapoków. Z uczestnikami tragicznego spływu rozmawiał nasz reporter:

Flisacy utrzymują, że wszystko było przygotowane, jak należy – trasa, kijki, a poziom wody w rzece, pozwalał na wypłynięcie.

We wczorajszej akcji ratunkowej, która trwała do zmroku, brali udział m.in. strażacy, ratownicy Bieszczadzkiej Grupy GOPR, płetwonurkowie i policjanci. W poszukiwaniach wykorzystywany był także śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ratownicy przeszukiwali kilkunastokilometrowy odcinek rzeki i jej brzegów poniżej miejsca zdarzenia. Akcję utrudniał wysoki stan rzeki. Strażacy podkreślają, że w tych warunkach spływ w ogóle nie powinien być organizowany.

Spływ organizowało Towarzystwo Flisaków z Sanoka. 29 turystów - nauczycieli i pracowników Zespołu Szkół Zawodowych numer 1 w Kielcach - płynęło Sanem z Sanoka do Międzybrodzia. Turyści płynęli czterema łodziami, na każdej z nich było dwóch flisaków. Policja ustala teraz, jakie było rozmieszczenie ludzi na łodziach.

Na internetowej stronie podkarpackiej policji znajdują się już numery telefonów dla rodzin ofiar.