"Podam imię i nazwisko mojego informatora, pod warunkiem, że prokurator nada mu status świadka incognito" - powiedział dziennikarz "Trybuny". Chodzi o opublikowany przez gazetę dokument, z którego miałoby wynikać, że agencja detektywistyczna Krzysztofa Rutkowskiego - posła Samoobrony - inwigilowała polityków, pomówionych przez Leppera.
Status świadka incognito oznacza, że personalia świadka będą znane wyłącznie prokuraturze, nawet podczas ewentualnego procesu. Prokurator prowadzący sprawę pomówień ma zdecydować o tym dopiero w poniedziałek. Jeśli jednak przedstawiciel organów ścigania zdecyduje się przyznać informatorowi "Trybuny" taki status - ten opowie o kolejnych oskarżeniach przygotowywanych przez szefa Samoobrony: "Świadek ma informację, że następnym będzie marszałek Sejmu Marek Borowski, a celem Samoobrony jest doprowadzenie do przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Wiadomo kim jest marszałek Sejmu, że jest ważniejszą osoba od premiera i tak naprawdę nie można go odwołać". Piotr Krysiak, autor artykułu zeznał także, że otrzymywał już telefony z pogróżkami. Minister spraw wewnętrznych i administracji po tych telefonach, przyznał dziennikarzowi policyjną ochronę.
"Trybuna" opublikowała dokument, z którego miałoby wynikać, że agencja detektywistyczna Krzysztofa Rutkowskiego - posła Samoobrony - inwigilowała polityków, pomówionych przez Leppera. Dzień wcześniej Rutkowski zeznał przed prokuratorem, że takich materiałów ani on ani jego ludzie nie zbierali. "Trybuna" twierdzi, że dokument jest prawdziwy. Detektyw Rutkowski zaprzecza i zapewnia, że został spreparowany. Kluczowy w sprawie jest opublikowany na łamach gazety wewnętrzny dokument z biura detektywistycznego, w którym Rutkowski nakazywał zniszczenie wszystkich materiałów dotyczących pomawianych polityków czyli Andrzeja Olechowskiego, Pawła Piskorskiego, Donalda Tuska i Włodzimierza Cimoszewicza.
foto Archiuwm RMF
08:45