Każdy kraj świata ma alkohole, z których jest dumny. W Belgii „rządzi” piwo, najlepsze są te produkowane przez zakonników. W Polsce słynna jest Śliwowica Łącka - słynna, ale nielegalna. W Izraelu dominują trunki koszerne…
Belgia to piwna kraina obfitości, jest tam kilkaset gatunków tego napoju. Wiele z nich nosi przedziwne nazwy: zakazany owoc, diabeł czy bycza stopa. W dawnych czasach, w obawie przed skażeniem wody, pito piwo, więc prawie w każdej wsi był browar. Najbardziej znane są piwa produkowane do dziś w 6 opactwach ojców trapistów. W opactwie Rochefort była korespondentka RMF Katarzyna Szymańska-Borginon. Posłuchaj:
Śliwowica Łącka to jeden z najsłynniejszych polskich towarów eksportowych. Wielokrotnie nagradzana, m.in. za najlepszą atrakcję turystyczną regionu, wciąż jest u nas produktem nielegalnym. Jej producenci muszą się ukrywać i nie chcieli nawet ujawnić nazwisk naszemu reporterowi Maciejowi Pałahickiemu. Wójt gminy Łącko Franciszek Młynarczyk postawił sobie za punkt honoru wprowadzić śliwowicę na europejskie stoły, a nawet mierzy dalej - jedzie z nią do Minnesoty w USA.
Dobra, niemal samopromująca się marka, to marzenie każdego szefa firmy. W Polsce jest taki gatunek alkoholu, który przebojem wbił się na zagraniczne rynki. Nawet w Japonii kojarzony jest z daleką Puszczą Białowieską i jej królem. A wszystko przez rzadki gatunek trawy, występujący między innymi na białowieskich leśnych polanach.
Po Puszczy Białowieskiej w towarzystwie Bernadety Ejsmont z Polmosu Białystok spacerował Piotr Sadziński.
W Izraelu króluje koszerność - koszerne jest jedzenie, koszerne są alkohole. Koszerne, czyli nadające się do użytku zgodnie z żydowskimi zasadami religijnymi. W ostatnim czasie pojawiło się jednak wiele małych wytwórni win, produkujących trunki ze zbiorów z własnych winnic. Większość z tych win nie ma certyfikatu koszerności, a mimo to ma licznych zwolenników, zarówno w samym Izraelu jak i poza granicami kraju. Nasz korespondent Eli Barbur odwiedził jedną z takich wytwórni w górach otaczających Jerozolimę.
Wino spod Jerozolimy nazywa się Klodegat. Słowo gat oznacza studzienkę wydrążoną w skale, służącą w starożytności właśnie do wytwarzania wina.
Wina się nie pije, wino się degustuje! – zwykli natomiast mawiać Francuzi, jego wielcy miłośnicy. Aby aromat lekkiego trunku stał się świętem dla podniebienia, potomkowie Ludwika XVI-ego stworzyli całą kulturę degustacji. Niezwykle istotna jest temperatura trunku, która zmienia się w zależności od jego rodzaju. Pojawiły się nawet magiczne termometry – kosztują zaledwie 7 euro, a dzięki nim każdy w mgnieniu oka może stać się koneserem, lub przynajmniej na takiego wyglądać. Z prawdziwymi znawcami wina rozmawiał korespondent RMF, Marek Gładysz:
A przy spożywaniu wina niezwykle ważny jest odpowiedni kształt kieliszków. Dla białych trunków przewidziane są smukłe, zaś dla win czerwonych – zaokrąglone kieliszki.
Eliksirem na trawienie Niemcy nazywają ich tradycyjny narodowy trunek, czyli Schnaps. Nazwa ta, według słownika, oznacza alkohol, wódkę. Jednak samo słowo wywodzi się od czasownika schnappen, czyli złapać lub szybko pić. Kiedyś napitek był destylowany ze zbóż, jednak dziś coraz częściej pojawiają się produkty, powstałe na bazie winogron, mirabelek czy gruszek.
Schnapsa najczęściej używa się jako dodatku do kawy. Pełni też funkcję urodzinowego prezentu – jubilat otrzymuje butelkę, wyprodukowaną w roku, w którym się urodził. A według specjalistów, każdy rocznik trunku jest wyjątkowy. Jednak Niemcy mówią, że tego alkoholu można jedynie kosztować i to w niewielkich ilościach.