Do przeprowadzenia samobójczego zamachu wczoraj w Haderze na północy Izraela przyznał się Islamski Dżihad. W eksplozji w pobliżu dworca autobusowego zginęły dwie osoby. Według policji, obie ofiary to prawdopodobnie zamachowcy-samobójcy jadący wyładowanym materiałami wybuchowymi samochodem. Rannych zostało co najmniej dwadzieścia pięć osób, w tym dwoje dzieci.
Według Dżihadu zamach był "prezentem dla islamistów z Hezbollahu świętujących pierwszą rocznicę wycofania się izraelskich wojsk z południowego Libanu". Wybuch nastąpił wczoraj około godziny 14. przy wjeździe na główny dworzec autobusowy. Ze wstępnych ustaleń wynika, że samochód z ładunkiem wybuchowym uderzył w międzymiastowy autobus. W pobliżu miejsca zamachu znajduje się boisko, gdzie w chwili eksplozji było pełno dzieci. Tymczasem premier Izraela Ariel Szaron oświadczył, że o kilka dni przedłuża jednostronne zawieszenie broni, ogłoszone przez izraelską armię trzy dni temu.
Wczoraj kilka godzin wcześniej do podobnego ataku doszło w pobliżu żydowskiego osiedla Netzarim. Na drodze wiodącej z Karni do żydowskiego osiedla eksplodowała ciężarówka wyładowana materiałami wybuchowymi. Zginął kierowca pojazdu. Do przeprowadzenia ataku przyznali się islamiści z palestyńskiej organizacji Hamas. Duchowy przywódca ugrupowania Szeik Ahmed Jassin zapowiedział kolejne akcje terroprystyczne. "Ta operacja upamiętniała rocznicę zwycięstwa islamskiego oporu w południowym Libanie. Miała też pokazać, że Palestyńczycy nie zrezygnują z walki o swoje prawa. W pełni to popieramy, podobnie jak działania islamistów w Libanie, którzy dążą do odzyskania całości okupowanych terytoriów" - powiedział lider grupy. Tydzień temu doszło do samobójczego zamachu w centrum handlowym w izraelskim mieście Netania. Zginęło wówczas sześciu Izraelczyków.
foto EPA
00:00