Halina G. - kobieta oskarżona o pomoc w zabójstwie byłego ministra sportu - potwierdziła, że Jacka Dębskiego poznała dzięki Jeremiaszowi B. Konsekwentnie jednak nie przyznaje się do świadomego udziału w zabójstwie. Oskarżyciel posiłkowy Andrzej Werniewicz dostrzega niespójności w zeznaniach "Inki".
Wczoraj, w 13. dniu procesu - Halina G. opowiadała przed warszawskim sądem o swojej znajomości z Jackiem Dębskim. Według jej słów z byłym ministrem nie łączył jej żaden układ damsko - męski.
"Inka" była jedynym świadkiem egzekucji Jacka Dębskiego. Prokuratura twierdzi, że kobieta pomagała w zabójstwie byłego ministra. Egzekucji dokonał, na zlecenie "Baraniny", zawodowy zabójca - Tadeusza M. pseudonim Sasza. „Sasza” popełnił później samobójstwo w celi więziennej. Wciąż jednak pozostaje wiele pytań, co do okoliczności jego śmierci.
"Inka" przed sądem przedstawia się jako ślepe narzędzie w rękach Baraniny. Jeremiasz B. - jak mówiła oskarżona - prowadził psychologiczną grę z osobami, które werbował do pracy. Przez to czuły się one zobowązane być w pełni dyspozycyjne i lojalne wobec swojego szefa.
"Inka" wciąż powtarzała, że działała pod wpływem stachu. Sędziowie jednak kwestionowali wiarygodność jej wersji wydarzeń pytając, dlaczego - mimo że śmiertelnie bała się "Baraniny" - najpierw wydała właśnie swojego pracodawcę, a dopiero potem domniemanego zabójcę "Saszę".
Obawiałam się, że "Sasza" mógłby do mnie dotrzeć i chcieć się zemścić, bo był w Polsce - tłumaczyła kobieta. "Baranina" zaś przebywał wtedy za granicą w Austrii i wydawał się jej mniejszym zagrożeniem.
Ona się gubi po prostu. Jej nie pomagają żadne ani konsultacje, ani podpowiedzi. Jeżeli ma się mówić prawdę, to trzeba mówić prawdę. Prawdy się nie da skonsultować - podsumował wczorajsze zeznania Haliny G. Andrzej Werniewicz.
Sędziowie zapytali oskarżoną również o to, dlaczego zmieniła początkową wersję swoich zeznań. Musiałam myśleć o sobie - broniła się Inka.
Pełnomocnik żony Dębskiego, mecenas Andrzej Werniewicz, na którego pytania już wczoraj Inka nie zgodziła się odpowiadać, ma na ten temat swoją teorię: Zabójcą nie był Tadeusz M. (...) Według mnie są pewne przesłanki w materiale, które by wskazywały, że tą osobą może być inna osoba.
Prokuratura badała już taką hipotezę, ale uznała ten trop za mylny. Ciąg dalszy wyjaśnień "Inki" 22 kwietnia.
FOTO: Archiwum RMF
06:00