„Pedał” to słowo pochodzenia łacińskiego. W języku starożytnych Rzymian słowo „pedalis” oznacza „nożny”, a wyrażenie „per pedes” znaczy „na piechotę”. Co zresztą w przypadku pedałów jest pewnym paradoksem, bo nie powinny one ”chodzić na piechotę”, a poruszać się innym ruchem „postępowym”, bez zbędnej fatygi. Maszerujące pedały nie są najlepszym rozwiązaniem z punktu widzenia rozwoju technologii. Rozwiązanie to grzeszy infantylizmem, kojarząc się z tekturowymi zabawkami z ubogiego dzieciństwa, kiedy z braku luksusowych mechanicznych lal, majstrowano na własną nogę.
Postać misia Yogi "krocząca" po biurku musiała mieć przecież aż cztery "stopy" przyszpilone do korka z tyłu wyciętej sylwetki postaci. Korek nie jest dobrym rozwiązaniem w zatłoczonych do granic centrach wielkich miast. A jeszcze te łże-odnóża, nibynóżki krążące w ukryciu, by udawać stawianie normalnych kroków! Wywoływały one podejrzliwe reakcje i rodziły spiskowe teorie, jak w każdym przypadku, gdy mechanizm działania, skrywa się za fasadą, a istota realnego działania bywa maskowana bajkową kurtyną, albo chowana wstydliwie w gabinetach społecznych inżynierów z ministerstwa głupich kroków. Poza tym w życiu dorosłym paradowanie z imitacją kroku jest czymś sztucznym i nienaturalnym. Trzeba wymyślić inny cywilizacyjny mechanizm dźwigniowy, który służyłby do wprawiania pedałów w ruch za pomocą nacisku prawdziwą nogą.
Jak absurdalne, pure-nonsensowne, niemal surrealistyczne bywa połączenie pedałów z paradowaniem w plenerze, marszami na zniewolonym powietrzu, niech świadczy głupawy, ksenofobiczny dowcip o Szkocie i jego zrzędliwej żonie. Co robi przedstawiciel tej przesadnie oszczędnej nacji, gdy jego połowica narzeka na brak płciowej równości i gdera, że musi ciągle siedzieć w domu, zamiast choć trochę zażyć ruchu na łonie natury? Kupuje dwa rowery i rusza z małżonką na wycieczkę po parku? Pudło! Natychmiast wystawia na balkon jej muzealną maszynę do szycia, by mogła sobie popedałować na starym Singerze. Łączenie pedałów z ruchem swobód i wolności jest - jak pisał sławny poeta Lautreamont- piękne jak nagłe spotkanie maszyny do szycia z parasolem na stole prosektoryjnym. Ale nie zawsze da się tak połączyć przyjemne z użytecznym.
Z pomocą przychodzi nam jednak muzyka , która raczej już nie łagodzi obyczajów, a często pobudza do zachowań nieobyczajnych. Jak flet nawet bez botoksu pobudza wargi do pogardliwego odęcia, tak organy posiadają pedały i vice versa. Są one zbudowane analogicznie do klawiszów. Nie tyle skrywają ciała w uniformach strażników męskich zakładów karnych, co muszą mieć szerszą menzurę, gdyż nawet gra wstępna odbywa się za pomocą czubka. Lub pięty. Dlatego partia pedałów notowana jest najczęściej na osobnej pięciolinii zwanej piętolinią. Notacja ta jest piętą Achillesa każdego konserwatywnego konserwatorium. Dlatego wymyślono inny wariant: partię pedałów można zaznaczyć na drugiej pięciolinii, przeznaczonej dla lewej ręki, która to kończyna jest zwykle odpowiedzialna za skrywane rytuały- od uprawiania kultu Bafometa po nieczyste czynności związane z defekacją. Chyba że chodzi o leworęcznych geniuszy i ułomnych lewonożnych graczy. Jednak to są tylko wyjątki potwierdzające satanistyczną regułę magii lewej ręki. Taki zapis na piętolinii ma najczęściej obce oznaczenie Pedale (wł.), Pedal (niem., ang.), Pédale (fr.) lub ogólnie przyjęte Ped. To ostatnie jest zresztą przedmiotem fatalnych pomyłek. Laicy z konserwatorium mylą je z przedrostkiem ped- , a to tak jakby pomylić pedagogikę z pedofilią.
Dlatego nigdy nie dość przypomnień i napomnień, że termin "pedał" pochodzi od łacińskiego słowa pedalis, czyli -w wolnym tłumaczeniu- "per noga", a "pedagogika" wywodzi się od greckiego wyrazu paidagogos, który dosłownie znaczy "prowadzący dziecko". Co było do udowodnienia.