Kolejny udany żart niewielkiej rozgłośni El Zol, nadającej z Miami dla mieszkających tam kubańskich uchodźców. Tym razem ofiarą radiowych żartownisiów padł sam dyktator Fidel Castro. Kilka miesięcy temu dziennikarze dworowali sobie z jego przyjaciela Hugo Chaveza...
Prowadzący program zadzwonił do siedziby przywódcy Kuby, Fidela Castro i udając współpracownika prezydenta Wenezueli, Hugo Chaveza, przekonywał kolejne sekretarki, że jego szef ma niezwykle pilną sprawę do Castro.
Chodziło o pomoc w odnalezieniu teczki z tajnymi dokumentami, którą Chavez miał podobno zgubić w stolicy Argentyny, Buenos Aires. Do oszukania urzędników kubańskiej Rady Państwa i samego Fidela żartownisie wykorzystali zmontowane nagranie głosu Chaveza:
"Chavez": Cześć bracie, jak się czujesz?
Castro: Dobrze, bardzo dobrze. Ach teraz cię słyszę, teraz cię słyszę.
"Chavez": Jak się masz?
Castro: Bardzo dobrze, dobrze. Ty mnie słyszysz, ty mnie słyszysz, tak?
"Chavez": Tak, tak, oczywiście.
Castro: Tak, to dobrze, ja też cię bardzo dobrze słyszę.
Miła pogawędka dwóch dyktatorów została jednak rychło przerwana.
Castro: Wszystko wiem, jestem poinformowany, zgadzam się, oczywiście.
Miami: Zgadzasz się z tym, co zrobiłeś na wyspie? Zgadzasz się z tym, morderco? Tu Enrique Santos i Joe Ferrero z radia El Zol w Miami. Dałeś się nabrać, tak samo jak Hugo Chavez. Wpadłeś po uszy.
Castro: Ale o co chodzi, w co wpadłem?
Miami: Słucha cię teraz całe Miami. Co masz nam do powiedzenia?
Castro: Ja nic nie słyszałem, w co wpadłem, ty pedale... (tu wypikowane inwektywy).
Miami: Fidelu, słucha cię właśnie całe Miami!
Wtedy Castro rzucił słuchawkę i w radiostacji rozdzwoniły się telefony uradowanych uchodźców. Dodajmy, że kilka miesięcy temu dwaj didżeje w identyczny sposób oszukali Chaveza. Udając Castro, przez kilka minut rozmawiali z przywódcą Wenezueli, a na koniec ujawnili się i powiedzieli mu kilka niemiłych słów.
11:35