Egipska policja zatrzymała ponad 70 osób, podejrzewanych o związki z wczorajszymi zamachami w popularnym wśród turystów egipskim kurorcie Szarm el-Szejk. Pierwsze aresztowania miały miejsce już w kilka godzin po serii eksplozji.

Wśród zatrzymanych są osoby podejrzane również o przeprowadzenie zamachów w październiku ubiegłego roku w północnej części półwyspu Synaj - w Tabie i okolicach.

Policja nie wyklucza, że wczorajsze i dzisiejsze poszukiwania zakończą się kolejnymi zatrzymaniami. Większość aresztowanych to Beduini z okolic dotkniętego zamachami kurortu. Przeprowadzono tam bezprecedensową operację przeszukiwania ciągnącej się za miastem górzystej pustyni na Półwyspie Synaj. Wiąże się to z zeznaniami świadków, którzy opowiadali, że jeden z zamachowców przypominał Beduina. Zatrzymań dokonano także w innych miejscowościach prowincji Północny Synaj.

Dziś przyznano, że w dniu zamachu w Szarm el-Szejk wprowadzono nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, ponieważ kilka dni wcześniej otrzymano sygnały, że „coś się może wydarzyć”.

Egipskie śledztwo na tropie organizatorów zamachów

Egipskie śledztwo – pisze amerykański „Daily Herald” - zmierza w dwóch kierunkach. Rodzą się bowiem dwa pytania: czy krwawego zamachu na Szarm el-Szejk dokonali ekstremiści spoza Egiptu powiązani z Al Kaidą? Czy to śmiertelne dzieło wcześniej nieznanego lokalnego egipskiego ugrupowania terrorystycznego?

Jak podaje natomiast izraelski portal internetowy debka.com, Egipt poprosił Izrael o zgodę na jak najszybsze rozlokowanie na Synaju tysięcy funkcjonariuszy ministerstwa spraw wewnętrznych do walki z Al Kaidą. Mieliby oni pojawić się w czterech miejscach – m.in. w zaatakowanym przez terrorystów Szarm el-Szejk.

Izrael jest skłonny się na to zgodzić, mimo że porozumienie pokojowe z 1979 roku zakładało, iż półwysep Synaj pozostanie strefą zdemilitaryzowaną.

Podany dziś przez egipskie władze bilans ofiar mówi o 63 zabitych, z czego 7 to cudzoziemcy. Źródła policyjne mówiły, że śmierć poniosło 88 osób. Nadal nie wszystkie ciała zostały zidentyfikowane. Nie ma jednak informacji, jakoby wśród poszkodowanych byli Polacy.