Przejścia graniczne między częścią grecką i turecką na Cyprze przeżywają prawdziwe oblężenie. Tysiące ludzi chce odwiedzić swe rodzinne strony, których nie widzieli od połowy lat 70., czyli od tureckiej inwazji na Cypr i podziału wyspy.

W poniedziałek przywódca uznawanej tylko przez Ankarę Tureckiej Republiki Północnego Cypru Rauf Denktash nieoczekiwanie zgodził się, by otworzyć granicę dla mieszkańców obu cypryjskich państw.

Na przejściu granicznym Ledra Palace w Nikozji kolejki są tak wielkie, że policjantom zaczęli pomagać żołnierze sił pokojowych ONZ. Zniecierpliwieni wielogodzinnym czekaniem ludzie zaczęli próbować na siłę przechodzić przez punkty kontrolne.

Czekamy tu od godziny 2.00 nad ranem. Stoimy w kolejce do przejścia granicznego, by dostać się na drugą stronę, chcemy zobaczyć nasz dom, budynki, których nie widzieliśmy przez 30 lat, a teraz każą nam czekać godzinami. To nie fair - żalił się jeden z kolejkowiczów.

Chętnych do odwiedzenia rodzinnych stron jest tak dużo, bo wielu cypryjskich Greków wzięło sobie urlop przed prawosławną Wielkanocą, która przypada w najbliższą niedzielę.

Otwarcie przejść granicznych ma być eksperymentem, który pozwoli sprawdzić, czy obie społeczności potrafią żyć obok siebie nierozdzielone kordonem niebieskich hełmów.

FOTO: Archiwum RMF

23:50