Rynki finansowe nie polubiły nowego francuskiego prezydenta. Wybór Francoisa Hollanda zaowocował sporymi spadkami na giełdach. O godzinie 10 warszawski indeks WIG20 tracił 1,04 procent. Giełda w Paryżu traciła 1,38 procent, a we Frankfurcie 1,75 procent.
Na rynku walutowym również było o poranku nerwowo. Euro kosztowało 4 złote 19 groszy, a frank szwajcarski 3 złote 49 groszy. Między inwestorami trwało przeciąganie liny. Wszyscy czekali na jakiekolwiek komunikaty z Francji, pokazujące, którą drogą pójdzie Hollande, bo na razie jego plany to wielka niewiadoma.
Ten bałagan na pewno potrwa kilka dni. Inwestorzy czekają na rozwój wypadków w kwestii renegocjacji unijnego paktu fiskalnego. Hollande zapowiadał bowiem w kampanii wyborczej, że będzie do tego dążył. Później złagodził nieco stanowisko - zasugerował, że wystarczyłoby do istniejącego paktu - zakładającego ostrzejszą dyscyplinę budżetową - dodać plan ożywienia unijnej gospodarki. Co będzie działo się dalej - zobaczymy. Na razie kanclerz Niemiec Angela Merkel oświadczyła, że pakt nie podlega negocjacji.
Poza tym Hollande będzie prawdopodobnie chciał przeforsować ogólnoeuropejski podatek od transakcji finansowych i wprowadzić euroobligacje, a to dla Polski zła wiadomość. Możemy mieć bowiem większe problemy z pożyczaniem pieniędzy.
Nowy prezydent Francji będzie szukał swojego miejsca w polityce europejskiej, a Niemcy - nowych sojuszników. W siłę może urosnąć dotychczasowy oustider - premier Wielkiej Brytani David Cameron. Choć tu trudno się spodziewać głębokiej zażyłości z Berlinem, bo dbającej o funta Wielkiej Brytanii nie zależy na silnej strefie euro.
To przegrupowanie sił może być szansą dla Polski, by przy okazji jak najwięcej ugrać z Niemcami.
Niepewność na rynkach finansowych potęguje również sytuacja w Grecji, gdzie w niedzielę wybierano nowy parlament. Pytanie, czy powie on: "Dość zaciskania pasa"? Jeżeli tak się stanie, to Komisja Europejska powie: "Dość pomocy finansowej dla Aten".
W Grecji przeliczono już 99 procent głosów do parlamentu i wychodzi na to, że koalicja centroprawicowej Nowej Demokracji i centrolewicowego PASOK-u ma tylko 149 miejsc w parlamencie. Do większości brakuje dwóch głosów, co oznacza, że potrzebny będzie sojusz z eurosceptycznymi skrajnymi partiami. To nie wróży niczego dobrego. Indeks greckiej giełdy spadł rano o ponad 7 procent.
Wyniki wyborów we Francji i w Grecji to jednak dobra wiadomość dla kierowców. Cena ropy na giełdzie w Nowym Jorku spadła ze 106 do 96 dolarów za baryłkę. Jeżeli ta tendencja się utrzyma, to jest możliwe, że w wakacje nie zobaczymy na stacjach benzynowych cen na poziomie 6 złotych za litr paliwa.
Skąd taki trend? Otóż wybory we Francji powodują zmianę układu sił w Europie, z kolei te w Grecji mogą zniweczyć plan ratowania tego bankrutującego kraju. To z kolei powoduje obawy o słabszą koniunkturę gospodarczą, a słabsza koniunktura - to mniejsze zapotrzebowanie na ropę. I dlatego ceny spadają.