Czy Polskę czeka ponowne otwarcie negocjacji z Unią Europejską? Takim pesymistycznym wariantem, który mógłby oddalić nasze członkostwo w Unii, straszy nas Bruksela. Wszystko przez sposób naliczania dopłat rolnych i wielkość kwoty mlecznej. Spór pojawił się na finiszu prac redakcyjnych nad traktatem akcesyjnym.

Problem tkwi w tym, że Polska, proponując uproszczony system naliczania dopłat, czyli do każdego hektara ziemi, nie przedstawiła Unii szczegółowych rozwiązań. Nie wiadomo, czy dopłaty powinny być naliczane do hektara zwykłego, czy przeliczeniowego, czy właściciele kilku tysięcy hektarów ziemi powinni dostawać dopłaty, czy też nie.

Unijni eksperci poprosili Polskę o wyjaśnienie tych problemów, ale odpowiedzi nie otrzymali, bo nasi specjaliści sami nie znają rozwiązań.

Dlatego Bruksela zaproponowała Warszawie, by znaczna część dopłat – ta, pochodząca z budżetu Polski i z przesuniętych funduszy strukturalnych – kierowana była tylko do wybranych rodzajów produkcji, np. uprawy pszenicy, czy hodowli bydła.

W ten jednak sposób większość rolników dostawałaby po wejściu do UE mniej pieniędzy niż wyliczał rząd po szczycie w Kopenhadze, ponieważ większość uprawia ziemniaki lub buraki, a nie np. wysokoglutenową pszenicę.

Taki mieszany system dopłat sporo kosztowałby także państwo. Już teraz, z opóźnieniem, powstaje system IACS. Koszt jego budowy to ok. 1 mld zł. Teraz Polska musiałaby zbudować jeszcze jeden równoległy system.

Na linii Bruksela-Warszawa trwają właśnie gorączkowe spory i ustalenia. A czasu pozostało niewiele: do końca tygodnia powinny zakończyć się prace nad redagowaniem traktatu akcesyjnego.

Posłuchaj także relacji reporterki RMF Miry Skórki:

Rys: RMF

08:00