Polska dostarczy nieco gazu pogrążonej w kryzysie energetycznym Mołdawii. Polskie PGNiG podpisało umowę z mołdawskim Energocomem na dostawę 1 miliona metrów sześciennych gazu ziemnego. To kropla w morzu potrzeb tego najbiedniejszego europejskiego kraju, który wylicza deficyt gazu na ok. 16 mln metrów sześciennych.
Mołdawia boryka się z poważnym kryzysem energetycznym w związku z brakiem porozumienia z Gazpromem, niemal jedynym dostawcą gazu do tego kraju. W piątek parlament Mołdawii przegłosował wprowadzenie stanu wyjątkowego w związku z brakami.
Kiszyniów negocjuje z Rosjanami, jednak poszukuje także alternatywnych źródeł. O pomoc zwrócił się m.in. do Ukrainy, Rumunii i Polski. Jak poinformował mołdawski rząd, udało się zawrzeć umowę na dostawę z Polakami.
Mołdawski Energocom i Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo podpisały próbną umowę na dostawę 1 mln metrów sześciennych gazu ziemnego. Ceny nie ujawniono, wiadomo, że Energocom otrzymał siedem ofert. Przetarg został zorganizowany w trybie pilnym w związku z ograniczeniem dostaw gazu do Mołdawii przez Gazprom.
Dostawa gazu odbędzie się przez punkt odbioru na granicy mołdawsko-ukraińskiej. Przy realizacji kontraktu PST będzie współpracowało z grupą ERU, która jest czołowym partnerem PGNiG na Ukrainie.
"Grupa PGNiG jest głęboko przywiązana do zasady solidarności energetycznej, którą postrzegamy jako warunek prawidłowego działania rynku gazu w Unii Europejskiej i krajach sąsiednich. Kierując się tą zasadą, postanowiliśmy wziąć udział w przetargu, którego celem było pilne dostarczenie mołdawskiej gospodarce paliwa gazowego w sytuacji problemów z jego dostawami z Rosji" - powiedział cytowany w komunikacie szef PGNiG Paweł Majewski.
To historyczny kontrakt, gdyż po raz pierwszy Mołdawia kupiła gaz od nierosyjskiego dostawcy. Milion metrów sześciennych nie zaleczy jednak problemów kraju - deficyt wylicza się na 16 mln metrów sześciennych, a szacuje się, że dzienne zapotrzebowanie kraju (bez Naddniestrza, będącego nieuznawanym na arenie międzynarodowej parapaństwie) to 2,5 mln.
Wcześniej mołdawskie media informowały, że rząd w Kiszyniowie przekazał pieniądze Energocomowi na zakup gazu. Według ekspertów środki były jednak niewielkie - można byłoby za nie kupić surowca na ok. 2 dni.
Mołdawia może jeszcze liczyć na pomoc Ukrainy. Jak podaje "Ekonomiczna Prawda", Kijów "pożyczył" sąsiadowi gazu potrzebnego do utrzymania ciśnienia roboczego. To jednak nie koniec współpracy - Naftohaz i mołdawski Energocom podpisały umowę ramową na dostawę do 700 mln metrów sześciennych gazu, "w razie potrzeby". Na razie jednak Kiszyniów niczego nie zakupił.
Mołdawia wciąż liczy na to, że uda się dogadać z Gazpromem. Dotychczasowa umowa z koncernem wygasła we wrześniu, ale udało się przedłużyć ją o miesiąc. Ceny jednak znacząco wzrosły - Kiszyniów w październiku kupuje gaz w cenie 790 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. We wrześniu było to 550 dolarów, a w całym zeszłym roku płacono średnio 200 dolarów. Mołdawia próbuje obniżyć stawkę, gdyż biednego kraju zwyczajnie nie stać na takie dostawy.
Podczas ostatnich negocjacji Gazprom zaoferował rabat 25 proc. pod warunkiem spłaty tzw. historycznego długu gazowego Mołdawii w ciągu trzech lat. Chodzi o ok. 700 mln dolarów. Roczne dochody budżetowe tego kraju to zaledwie 2,5 mld dolarów.
Mołdawia się jednak nie poddaje. W środę wicepremier Andrei Spinu ma wziąć udział w kolejnej turze negocjacji w Petersburgu.