Rząd przykręcił kurek z pieniędzmi na staże i szkolenia bezrobotnych, by poprawić dane o deficycie budżetowym - informuje "Gazeta Wyborcza". Pracy w Polsce nie ma już prawie 2 miliony osób, a stopa bezrobocia zbliża się do 12 proc.
Minister finansów Jacek Rostowski wydatki z Funduszu Pracy obciął o połowę - do 3,5 mld zł. Ponieważ na nic innego wydać ich nie może, leżą na koncie i - na papierze - obniżają deficyt budżetowy. Szans na więcej pieniędzy w 2012 r. nie ma. Pracowników będą też zwalniać same urzędy pracy, bo 7 proc. do wynagrodzeń dopłaca Fundusz Pracy.
Pieniądze na aktywną pomoc bezrobotnym zablokował minister finansów Jacek Rostowski. Wydatki z Funduszu Pracy obciął o połowę - do 3,5 mld zł. I tak na nic innego wydać ich nie może. Leżą więc na koncie i - na papierze - obniżają deficyt budżetowy. Gdy protestowała minister pracy Jolanta Fedak, Rostowski tłumaczył: "Musimy oszczędzać". Bogatsze samorządy pomagają bezrobotnym, rezygnując z remontów dróg czy chodników. Biedniejsze nie mają gdzie ciąć. I to w nie najmocniej uderza decyzja Rostowskiego.
"Gazeta Wyborcza" podaje przykład Lipna w kujawsko-pomorskiem, gdzie bezrobocie wynosi 27 proc. Urząd pracy dostał w zeszłym roku 25 mln zł, w tym niespełna 10 mln. Efekt? Na staże wysłano tylko 600 osób (w zeszłym roku 1,7 tys.). Byłoby jeszcze mniej, gdyby nie skrócenie czasu ich trwania - z sześciu do trzech miesięcy.
Szans na więcej pieniędzy w przyszłym roku nie ma. Przeciw jest Rostowski, pewniak w nowej ekipie rządowej Donalda Tuska. Pracowników będą też zwalniać same urzędy pracy, bo 7 proc. do wynagrodzeń dopłaca Fundusz Pracy.