Licznik długu publicznego wskazywał wczoraj 790,7 mld zł, czyli 20,8 tys. zł na każdego Polaka. W rzeczywistości nasz dług jest znacznie wyższy, twierdzi "Dziennik Gazeta Prawna".
Zawieszony w Warszawie licznik pokazuje bowiem tylko ile oficjalnie pożyczyło polskie państwo od banków i wyemitowało w obligacjach. To jednak tylko część prawdy; państwo ma bowiem także zobowiązania ukryte. O wiele większe niż wskazuje licznik. Dorobiliśmy się ich głównie dzięki systemom emerytalnym.
Jak wynika z danych przygotowanych na prośbę "DGP" przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych przyszli emeryci, ubezpieczeni w ZUS, mają już zapisaną na kontach w I filarze astronomiczną kwotę 2,07 bln zł. Tyle, że tych pieniędzy już nie ma, bo zostały wydane na bieżące emerytury. To dług obciążający każdego Polaka kwotą ok. 53 tys. zł.
A jeśli dodamy do tego jeszcze inne, ukryte zobowiązania sektora publicznego, np. z tytułu opieki zdrowotnej czy systemu emerytalnego rolników, to okazuje się, że łącznie każdy z nas powinien wyciągnąć z portfela 80 tys. zł by spłacić dług. A że tych pieniędzy nie mamy, zostaną nimi obciążone przyszłe pokolenia.
Może się więc okazać, co przy pogarszającej się sytuacji demograficznej jest wielce prawdopodobne, że obecni 30 i 40-latkowie nie dostaną obiecywanych im teraz świadczeń, ostrzega "Dziennik Gazeta Prawna".