Polski elektryczny dostawczak powinien kosztować nie więcej niż 150 tysięcy złotych. O takiej cenie mówi nam prezes Innovation AG Albert Gryszczuk. Jego firma zebrała na razie najwięcej punktów w państwowym konkursie na e-van. Przeszła do następnego etapu, w którym - tak jak konkurenci - ma przygotować dokumentację techniczną pojazdu.
Według wymagań stawianych w konkursie NCBiR (Narodowego Centrum Badań i Rozwoju) polski e-van ma "cechować się parametrami niedostępnymi obecnie na rynku - 1000 kg ładowności przy jednoczesnym zasięgu 250 km (w przypadku pojazdu bateryjnego - BEV) lub 400 km (w przypadku pojazdu z wodorowym ogniwem paliwowym - FCEV)".
Najwyżej oceniony został na razie projekt Innovation AG. Przedsiębiorstwo do tej pory specjalizowało się z przerabianiu samochodów spalinowych na elektryczne. Przygotowało kilka pojazdów, które sprawdzono m.in. w dowożeniu paczek, kopalniach KGHM czy w Karkonoskim Parku Narodowym. Firma przygotowywała też samochody do Rajdu Dakar, w tym dla Adama Małysza.
Firma ze Zgorzelca chwali się, że ich e-van powinien przeskakiwać z zapasem poprzeczkę ustawioną przez NCBiR. Auto ma mieć aż 1250 kg ładowności i zasięg nie 250 km, ale 350 km bez ładowania, dzięki zastosowaniu lekkich materiałów oraz systemu inteligentnego sterowania odzyskiwaniem energii przy hamowaniu.
Według ekspertów zanim powstaną polskie e-vany na rynku będzie już spora konkurencja, ale powinna być dla nich szansa rozwoju na rynku pojazdów specjalistycznych, ze specjalnymi zabudowami.
Część znawców takiemu przedsięwzięciu wróży nawet większy sukces niż zamysłowi produkcji polskich elektrycznych aut osobowych, chociaż niedawno w wywiadzie dla RMF FM ich projektant Roberto Piatti mówił, że opieka rządu i koncernów energetycznych daje Izerze szansę powodzenia.
Prezes Innovation AG przewiduje, że jego e-van najpewniej znalazłby nabywców również za granicą. Myślę że roczna produkcja może sięgnąć kilku tysięcy sztuk. Patrząc na założenia konkursu, prametry (...) uważamy że możemy sprostać temu wyzwaniu i jak dobrze pójdzie to może to być produkt eksportowy i nie tylko potrzeby polskiego biznesu będą korzystały z tych aut dostawczych - przewiduje Albert Gryszczuk, który dodaje, że dobrą ocenę zapewnił jego firmie również pomysł wypożyczania baterii do tych samochodów.
W konkursie zostały jeszcze trzy firmy. Oprócz Innovation AG po 3 mln złotych na kolejny etap dostały: spółka Sobiesława Zasady Autobox Innovations, która przygotowała auto na baterię oraz Instytut Elektrotechniki z Warszawy z Siecią Badawczą Łukasiewicz, które konkurują w kategorii ogniw wodorowych z FSO Syrena z Kutna, która startuje razem z Ekoenergetyką i Mpower.
Wedle wymagań konkursu NCBiR pojazd ma również cechować się wysoką niezawodnością, trwałością, funkcjonalnym i ergonomicznym wnętrzem, nowoczesnym wyglądem oraz być oparty o uniwersalną platformę jezdną przeznaczoną pod różne zabudowy specjalne i specjalizowane.
Po etapie przygotowania dokumentacji, oferenci mają zbudować prototypy. Ostatecznie do etapu produkcyjnego zostaną zakwalifikowane dwie firmy. Dzięki pieniądzom z Unii w sumie NCBiR ma na to przedsięwzięcie 50 mln złotych.