Dwie duże firmy budowlane, które po przygodzie z publicznymi inwestycjami wpadły w długi, proszą państwo o wsparcie. W rządzie nie ma jednak jednej odpowiedzi na pytanie: czy warto zasilić budowlankę po to, by zapobiec bankructwom i przeniesieniu się problemów na całą gospodarkę.
O tym, że Polimex i PBG są w fatalnej sytuacji finansowej, wiadomo od wielu tygodni. Teraz firmy ujawniły swoje straty. W przypadku PBG to 1,6 miliarda złotych, w przypadku Polimexu - prawie 400 milionów.
Oba przedsiębiorstwa zwracają się więc do państwa o wsparcie. Chodzi o to, by państwo udzieliło im pożyczek i poręczeń oraz odkupiło niektóre spółki zależne i w ten sposób uratowało firmy.
Tego rodzaju pomocy sprzeciwia się minister finansów Jacek Rostowski.
Wicepremier i szef resortu gospodarki Waldemar Pawlak mówi natomiast, że sytuacja na rynku firm budowlanych "wymaga aktywnej polityki". Przekonuje, że bez interwencji państwa chorobą budowlanki - która wytwarza więcej niż co dwudziestą złotówkę PKB - zarazi się cała gospodarka.
Zdaniem ministra gospodarki, sytuacja w branży budowlanej może prowadzić do serii bankructw i utraty wielu miejsc pracy. Waldemar Pawlak mówi, że budowlanka może być "katalizatorem kryzysu" w Polsce.
Nie da się ukryć, że kłopoty firm budowlanych, to zmartwienie dla szeregu mniejszych firm - podwykonawców, dla których praca przy budowie autostrad i stadionów kończy się widmem bankructwa. Ponadto zagrożone są instytucje finansowe. Banki kredytowały przecież te przedsięwzięcia, a fundusze lokowały środki w obligacjach.
Dlatego, zdaniem ministra gospodarki, państwo winno podjąć nadzwyczajne działania - zanim efekt "Polski w budowie" rozleje się na znaczną część gospodarki kraju.
Bez poukładania lepiej tych spraw i poprawienia płynności rozliczeń z inwestorami, przede wszystkim sektorem publicznym, tutaj może być katalizator kryzysu - mówi Waldemar Pawlak. Jeżeli firmy budowlane posypią się na dużą skalę, to zjawiska kryzysowe mogą być dużo bardziej niebezpieczne - ostrzega.
Lider PSL dostrzega główne zagrożenie w sektorze budowlanym, ale przekonuje, że na razie nie ma zagrożenia dla tempa wzrostu gospodarki założonego w budżecie. Jak oświadczył, nie spodziewa się, by konieczna była korekta przyjętego w budżecie na 2012 rok wskaźnika wzrostu PKB na poziomie 2,5 proc. Zauważył również, że realizacja planu wzrostu i tak nie ma takiego znaczenia jak założenia dotyczące dochodów budżetu.
Jednak w tej kwestii wicepremier też nie widzi większego zagrożenia. Przypomina, że w zeszłym roku budżet lądował bezpiecznie na poduszce w postaci dochodów o 5 mld zł wyższych, niż planowano, i wydatkach mniejszych o 10 mld zł.
Nie sądzę, żeby w tym roku minister finansów nie zbudował sobie też takich zabezpieczeń, które pozwolą mu zrealizować budżet bez problemu - dodał Waldemar Pawlak.