Po trwających prawie miesiąc zamieszkach, w których zginęło ponad 70 osób prezydent Boliwii Gonzalo Sanchez de Lozada, krytykowany za proamerykańską politykę wolnorynkową podał się do dymisji. Nowym prezydentem został dotychczasowy wiceprezydent Carlos Mesa.

W liście rezygnacyjnym odczytanym w Kongresie, Lozada stwierdził, że jego dymisja to trudny moment dla demokracji.Składam na ręce Kongresu moją rezygnację z nadzieją, że to wystarczy by rozwiązać sytuację w kraju. Jednak moim zdaniem to może nie wystarczyć, nie będzie to takie proste - mówił Lozada.

Lozada, który mówił po hiszpańsku z amerykańskim akcentem był nazywany pogardliwie "gringo". Zarzucano mu, że nie ma najmniejszego pojęcia o tym w jakich warunkach żyje najuboższa warstwa społeczeństwa, mając do dyspozycji mniej niż pięć dolarów tygodniowo.

Kongres niemal od razu zaprzysiągł na stanowisko prezydenta dotychczasowego wiceprezydenta Carlosa Mesę, niezależnego polityka i szanowanego historyka. Zdaniem jednego z liderów tubylczej ludności Evo Moralesa by wyjść z kryzysu krajem muszą rządzić uczciwi i odpowiedzialni ludzie:

Rezygnacja Lozady to duże zwycięstwo boliwijskiego narodu. Teraz jednak musimy niemal od podstaw stworzyć nowe państwo i stopniowo, pokojowo doprowadzić do przekształceń w kraju. Nowy prezydent i nowy rząd muszą brać pod uwagę potrzeby społeczeństwa.

Zmiana warty na szczeblach władzy w Boliwii niepokoi Waszyngton. Dotychczas USA mogły liczyć na pełne wsparcie proamerykańskiego prezydenta od wolnego handlu począwszy na walce z narkotykami skończywszy.

Rosnące wpływy socjalistów w Boliwii mogą oznaczać większe zbliżenie tego kraju z Południową Ameryką. Lewicowi przywódcy z Brazylii, Wenezueli i Argentynie otwarcie już pytają kto tak na prawdę czerpie korzyści z umów o wolnym handlu, wskazując, że największe zyski zgarniają Stany Zjednoczone.

08:15