"Ludziom się wydaje, że showman, medialny pajac nie mógł walczyć o niepodległość. Widziałem w internecie pełne nienawiści komentarze" - mówi Krzysztof Skiba, lider zespołu Big Cyc, który dziś z rąk szefa IPN odbierze odznaczenie za działalność opozycyjną w czasach PRL. "W Polsce są dziś różne głupoty, ale w demokracji każdy ma prawo do głupoty i dziś wielu z tego prawa korzysta. Przeraża mnie nienawiść pomiędzy ludźmi, którzy w PRL byli po tej samej stronie. Szukanie haków na dawnych kolegów z opozycji, wyzywanie od zdrajców. To jak zemsta bezpieki po latach" - mówi gość Kontrwywiadu RMF FM.
Konrad Piasecki: Krzysztof Skiba za parę godzin zostanie kawalerem Krzyża Wolności i Solidarności. To zestawienie Skiba, podziemie, Solidarność wielu szokuje?
Krzysztof Skiba: Chyba tak. czytałem kilka wypowiedzi w internecie i pełne są jadu i nienawiści. Ludziom się wydaje, że ktoś kto dzisiaj jest showmanem, odgrywa rolę medialnego pajaca, nie mógł w czasach PRL-u walczyć z komuną, nie mógł walczyć o wolność i niepodległość. Oświadczam, że nawet świr ma prawo walczyć o wolność i niepodległość.
Ale walczył pan śmiechem i mózgiem, czy pięścią i kamieniem?
I tak i tak. Całe nasze pokolenie miało wtedy 17, 18, 19 lat. generał Jaruzelski wyciągnął ciężki sprzęt, wyprowadził ciężki sprzęt do odśnieżania, czyli czołgi na ulicach i wtedy wszyscy byliśmy w wieku poborowym i mieliśmy bardzo radykalne poglądy. Ja widziałem jak czołgi rozwalają bramę Stoczni Gdańskiej, widziałem jak żołnierze i ZOMO pacyfikują strajkujących robotników i tak narodziły się nasze radykalne poglądy. Razem z kolegami najpierw byliśmy taką grupą kolporterską Solidarności. Rzucaliśmy ulotki nawet prawicowego Ruchu Młodej Polski, ale zobaczyliśmy, że ta rewolucja, że naród nie powstaje, że generał Jaruzelski dalej rządzi. Później zaczęliśmy czytać te ulotki, które rzucamy i tam się okazało, że Solidarność ciągle wzywa do porozumienia z generałami i to nam się już nie podobało. Dlatego w 83 roku założyliśmy konspiracyjną, podziemną, nielegalną organizację Ruch Społeczeństwa Alternatywnego, w skrócie RSA. Było to pierwsze ugrupowanie anarchistyczne, które pojawiło się po II wojnie światowej w Polsce. No cóż, rzucaliśmy kamieniami, ganialiśmy się z ZOMO, niektórzy z naszych kolegów określali ten czas epoką kamienia rzucanego.
I co się z wami anarchistami stało, że dzisiaj przyjmujecie od państwa medale. Bo dla anarchisty przyjęcie od państwa medalu... dyshonor.
No tak, ja jestem już byłym anarchistą, natomiast tak jak powiedziałem - walczyliśmy o zniesienie służby wojskowej, walczyliśmy o zlikwidowanie elektrowni atomowej w Żarnowcu. Rzucając tymi kamieniami, doszliśmy po jakimś czasie do wniosku, każdy młody człowiek ma taki etap w swoim życiu, że to nie rozwiąże żadnych problemów społecznych, że jednak nie mamy szans w konfrontacji z ZOMO i z uzbrojonym wojskiem. "Ulotki kontra czołgi" - to nie brzmi dobrze, w związku z tym... Ja zresztą w między czasie wpadłem, byłem aresztowany. Siedziałem w więzieniu, więc jako działacz konspiracyjny byłem spalony i tak w 1986 roku przystąpiłem do pacyfistycznego ruchu "Wolność i Pokój", który walczył o zmianę przysięgi wojskowej, bo wówczas przysięgało się na wierność Związkowi Radzieckiemu, będąc żołnierzem Ludowego Wojska Polskiego. Był przymus służby wojskowej. Myśmy walczyli o wprowadzenie tzw. statusu zastępczej służby wojskowej, że jeżeli jesteś pacyfistą, anarchistą, to masz prawo do odpracowania tego wojska w szpitalu czy w zieleni miejskiej. Ten ruch może niepoważny, może mały, ale odnosił sukcesy - elektrowni atomowej w Żarnowcu nie ma, służba wojskowa...
I wyłonił m.in. dzisiejszego ministra spraw wewnętrznych, bo Bartłomiej Sienkiewicz był jednym z założycieli WiP-u.
Tak, tak, oczywiście. WiP to był taki dziwny ruch, gdzie byli naprawdę bardzo dziwni ludzie, bo łączyła nas idea walki z komuną, natomiast tam byli i konserwatyści, i narodowcy, i anarchiści, i pacyfiści, więc to jest rzeczywiście egzotyczna dosyć koalicja, ale w tamtych czasach, latach 80-tych, gdzie liczyli się wszyscy, którzy byli przeciwko komunie, bez względu na swoje poglądy, było to możliwe.
A pan potrafi z kumplami z tamtego czasu pogadać, nawet gdy dziś są albo "niepokorni", albo "Solidarni 2010", albo "prawi i sprawiedliwi"?
Ja tak, ja jestem tolerancyjny i otwarty na wszystkich. Zresztą ten medal, medal Wolności i Solidarności, to jest medal taki ponad podziałami. To przecież dostają ludzie z różnych ugrupowań. Bardzo dobrze, że Instytut Pamięci Narodowej i prezydent Komorowski nagradzają różne postawy z tamtego okresu. Opozycja w latach 80. też nie była monolitem. Było przecież Niezależne Zrzeszenie Studentów, Federacja Młodzieży Walczącej, nie tylko Solidarność, także Solidarność Walcząca, więc tych ugrupowań było bardzo dużo i najpierw dostali ci z Solidarności, później ci z NZS-u, a teraz widocznie już dają medale tym od nas, z RSA, czyli anarchistom.
Myślał pan wtedy o Polsce, która się wyłoni z tej szarości i beznadziei PRL-u?
Ja w ogóle nie przypuszczałem, że kiedykolwiek dożyję wolnej Polski. My byliśmy przekonani, że niestety Związek Radziecki będzie trwał może nie wiecznie, ale za naszego życia to się nie stanie. Liczyliśmy tylko może na jakąś autonomię, może na jakąś większą swobodę, zelżenie cenzury, ale to, że komuna upadnie, że będziemy mogli sobie swobodnie tak, jak dzisiaj tutaj rozmawiać, że nie będzie cenzury, że będą partie, demokracja, że będzie można głosować i robić różne rzeczy, które wtedy były zakazane, że każdy będzie miał paszport w kieszeni, a nie na bezpiece, że będzie można podróżować swobodnie po całej Europie - tego się nie spodziewałem.
To ta dzisiejsza Polska jest taka, jaką pan sobie nie marzył, ale lepsza czy gorsza od tego, co mogło być?
Oczywiście są różne głupoty. W czasie wolności, w demokracji każdy ma prawo nawet do głupoty i wiele osób niestety z tego korzysta. Oczywiście są afery, ta wolność jest taka garbata, takie mam wrażenie. Są różne afery, ale z drugiej strony to, że te afery są wykrywane, że czytamy o nich, że prowadzone są śledztwa świadczy o tym, że jednak jakoś te mechanizmy demokratyczne działają. Nie jest to raj i wszyscy o tym wiemy. Smutne jest to, że wielu młodych ludzi nie ma pracy, że wielu młodych ludzi musi wyjeżdżać dziś zmywać gary w jakichś klubach w Londynie czy Edynburgu, a nie ma pracy tutaj, że wielu zdolnych ludzi szuka szczęścia na Zachodzie, ale to jest bez porównania lepsza sytuacja niż ta sytuacja, którą my mieliśmy w czasach komuny. Może o tyle jest trudniej dzisiaj niż wtedy, że wtedy mieliśmy jasnego wroga. Wiadomo było, że wrogiem jest komuna. Dzisiaj to jest wszystko takie rozmyte i młodzież często jest zagubiona, nie jest świadoma tego, co jest dobre, a co jest złe. Zagubiły się wszystkie te proporcje.
A to, że ówcześni sojusznicy, przyjaciele dzisiaj targają się po szczękach albo piorą po pyskach w panu budzi jakiś żal, czy myśli pan sobie: "Koszt demokracji, nie mogło być inaczej"?
To jest raczej tak, jak pan mówi - koszt demokracji. Jedynie co mnie przeraża, to ta nienawiść. Można się spierać, można mieć różne poglądy, wręcz należy się spierać i polemizować ze sobą. Ale to wieczne szukanie wrogów - myślę, że to jest taka zemsta bezpieki po latach, że bezpiece udało się w Polsce doprowadzić jednak różnym agentom do nienawiści, która jest teraz i która jest podsycana. To wszystko nie ma nic wspólnego z wymianą poglądów, tylko jest ciągłe oskarżanie się, kto był agentem, kto nie był agentem, szukanie na siebie haków, nawet wyzywanie się od zdrajców. To jest na pewno straszne i smutne.
A może to jest takie polityczne teatrum? Może to jest tak, że tu się powyzywamy a potem wrócimy do domu i już się nie będziemy nienawidzić - bo w gruncie rzeczy się nienawidzimy, my politycy.
Trochę tak jest. Ludzie nie nauczyli się jeszcze postrzegać polityków i tego, co często mówią media z przymrużeniem oka. Proponowałbym wszystkie te informacje, które są podawane w różnych poważnych mediach traktować 50 na 50 procent, trochę z przymrużeniem oka - a szczególnie wypowiedzi polityków, jakieś szalone deklaracje. To wszystko to - tak pan mówi - pewien teatr, rodzaj show, spektaklu. Rzeczywiście mój zawód, czyli zawód showmana, stał się bardzo cenny. Ten zawód niesie pewne doświadczenia, z których skorzystali politycy. Nauczyli się być showmanami. Wiedzą już, że poważna debata, rozmowa na argumenty nie ma sensu, bo ona się po prostu nie sprzedaje medialnie, nie jest atrakcyjna medialnie. W związku z tym trzeba trochę powyzywać, powiedzieć: pan jest idiotą, kretynem, wariatem i wtedy oczywiście wszyscy komentują to na forach internetowych. Czasem mnie śmieszą radykalne postawy niektórych polityków czy tych skrajnych ugrupowań. Teraz kibole spalili tęczę na Placu Zbawiciela - a ja w stanie wojennym podpalałem Komitet Wojewódzki partii. 30 stycznia 1982 roku była taka akcja, to była jedyna udana akcja podpalenia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w stanie wojennym. 30 stycznia 1982 roku. Udało się podpalić kilka pokojów. Akurat w nich była biblioteka, dlatego się zajęła.