„Ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz została spięta ostrogą referendum i groźbą odwołania. Skoro ten jeździec, spięty ostrogą tak pięknie galopuje, dla dobra wszystkich warszawiaków, to po co obcinać mu głowę. Ja sam w trosce o dobro miasta nie zafunduję mu na rok bezkrólewia. Nie przyłącze się do tych, którzy chcą odwołania HGW”- mówi prezydencki doradca Tomasz Nałęcz w Kontrwywiadzie RMF FM. Gość Konrada Piaseckiego broni kolegi z Kancelarii Prezydenta, który nawoływał na portalu społecznościom: „Nie dajmy się słoikom!”. „Największym słoikiem w Kancelarii Prezydenta jest prezydent Komorowski. Większość mieszkańców Warszawy to słoiki. Ja też jestem słoikiem”- deklaruje Nałęcz w RMF FM.
Konrad Piasecki: Czy nazywanie świeżo upieczonych warszawiaków słoikami, to jest nowy standard w Kancelarii Prezydenta?
Tomasz Nałęcz: Nie.
Jeden z Waszych ministrów pisze tak na Facebooku. Nieładnie...
Panie reaktorze, to absolutnie nie jest standard. Przecież największym słoikiem w kancelarii jest prezydent. Sam należę do tego grona. To jakaś chwila zapomnienia ministra Klimczaka.
Czyli chciałby pan powiedzieć: "My wszyscy jesteśmy słoikami?"
Przytłaczająca większość warszawiaków to oczywiście słoiki.
Ale czy mówienie lub pisanie: "My słoikom się w referendum nie damy", jest dobrym zwyczajem ministra Kancelarii Prezydenta?
Jestem za wolnością słowa i za tym, żeby ministrowie korzystali z Facebooka czy Twittera jak najrzadziej, ponieważ to jest bardzo bezwzględny sposób komunikowania się ze światem.
Rozumiem, że minister, który tak napisał jest odosobniony w swoich sądach, zostanie potępiony, surowo ukarany.
Ależ skąd. Ja niezwykle cenię ministra Klimczaka, to przesympatyczny człowiek, muszę powiedzieć, że nadal będę go bardzo cenił. Moim zdaniem to była chwila zapomnienia. Drobny incydent.
Trochę się od niego odcinacie?
Nie no, przecież nie jestem masochistą. Skoro jestem słoikiem, to nie będę chwalił tego, który chciałby mnie odłożyć na półkę. Ale moim zdaniem to naprawdę tylko chwila zapomnienia. To nie jest sposób postępowania ministra Klimczaka.
Zapomnienie, zapomnieniem, aczkolwiek wydaje się, że zgodnie kibicujecie Hannie Gronkiewicz-Waltz i nawołujecie: "Darujcie sobie warszawiacy, słoicy, nie słoicy, udział w referendum".
Zależy nam na własnym interesie, żeby funkcjonować w Warszawie. Dzisiaj ta ekipa pani prezydent Gronkiewicz-Waltz została spięta ostrogą groźby odwołania, więc bardzo pięknie ten jeździec galopuje. Więc skoro spiętą drogą galopuje w interesie wszystkich warszawiaków to po co mu głowę odcinać?
Bo z drugiej strony walka o wysoką frekwencję to jest zwyczaj prezydencki. Prezydent zawsze nawołuje: Idźcie, korzystajcie z dóbr demokracji, z instrumentów demokracji, a tu nagle taka zmiana.
Panie redaktorze, to jest oczywiście nieprawdziwy sąd. Tak jak na boisku podczas gry w piłkę nożną nie ma jednej reguły postępowania: inaczej się gra w obronie, inaczej w ataku, raz się pędzi na bramkę, drugi raz zostawia się przeciwnika na spalonym...
... ale reguły zawsze są takie same. Trzeba strzelić bramkę przeciwnikowi a własną bramkę obronić.
Ale oczywiście, ale w tym przypadku, najskuteczniejszy sposób zablokowania przeciwnika i strzelenia mu bramki to jest wykorzystanie progu frekwencyjnego. To jest absolutnie nieuczciwe, że się uznaje referendum odwoławcze za normalne głosowanie. Skoro ustawodawca wprowadził próg od którego głosowanie jest ważne, to skoro nie chce się uczestniczyć w całej tej awanturze, nie chce się odwołać w tym przypadku pani prezydent, to najskuteczniej jest nie iść do głosowania.
Będzie mnie pan przekonywał, że jak za rok będą wybory np. europejskie a potem samorządowe to prezydent z czystym sumieniem będzie mógł nawoływać: idźcie, głosujcie?
Ależ oczywiście. Prezydent zawsze nawołuje do głosowania...
... ale nie tym razem.
Ale panie redaktorze, jeśli ja nie pójdę i nie będę głosował w normalnych wyborach to jest tak, jakbym oddał swój głos sąsiadowi, który zagłosuje diametralnie inaczej. W tym przypadku, jeśli ja nie chce odwołać pani prezydent a pójdę zagłosuję, to praktycznie przyczynię się do jej odwołania. Bo największym kłopotem przy referendum odwoławczym jest osiągnięcie progu frekwencyjnego. I w tym przypadku możemy się założyć, stawiam diamenty przeciwko orzechom, że jeśli pójdą do referendum tylko ci, którzy chcą panią prezydent odwołać, to to nie będzie 35 procent warszawiaków niezbędnych do odwołania pani prezydent. Ja myślę, że jak pójdą ci którzy będą chcieli bronić to ich głosami próg frekwencyjny zostanie osiągnięty.
Co czuje historyk, kiedy prawnik Hanna Gronkiewicz-Waltz mówi, że to referendum jest, jak liberum veto? Trochę konfuzji, prawda?
Panie redaktorze. Łączyła nas w przeszłości historia i pan świetnie wie, że to jest nie w porządku pytanie dla zwolennika pani prezydent. Proszę mnie zapytać o jakąś zaletę pani prezydent.
Na historii się nie zna - to rozumiem ustalamy w naszym studiu.
Nie, no wie pan.
Liberum veto było wszak aktem jednego posła, a tutaj 389 tys. obywateli się musi wypowiedzieć.
Panie redaktorze, skoro zna pan odpowiedź, no to po co mnie pan pyta.
A słuchacze pytają: na przykład pani Jolanta: "koro pani Gronkiewicz-Waltz jest taką dobrodziejką dla stolicy, to czego się prezydent obawia. Niechby nawoływał warszawiaków "idźcie i głosujcie za". Nie pozwólcie odwołać Hanny Gronkiewicz-Waltz.
No, ale z referendami odwoławczymi to jest, jak z żeglowaniem. Ci, którzy chcą odwołać, to żeglują z wiatrem - wszyscy przeciwko jednemu. Najskuteczniej - i to pokazują dzieje kilkudziesięciu referendów odwoławczych. Ci, którzy chcą bronić, to żeglują pod wiatr.
A prezydent jako żeglarz wie, że żeglowanie pod wiatr przynosi też dobre rozwiązania.
Dokładnie, ale znacznie trudniej się żegluje i znaczenie wolniej, znacznie mniej skutecznie. Natomiast, żeby też obalić ten dzisiaj konstruowany mit - prezydent w tej sprawie do niczego nie nawołuje. Prezydent zostawia te decyzje warszawiakom. Prezydent zapytany w wywiadzie na żywo dał do zrozumienia, jak się zachowa jako mieszkaniec Warszawy.
A jak się zachowa jego minister, bo wszak pan też pełnoprawnym warszawiakiem - choć słoikiem jako się rzekło - jest?
Ja nie mam tych ograniczeń, które ma prezydent. Też nie będę o nic apelował, bo ja ufam w mądrość warszawiaków, ale ja nie ukrywam, jako ten słoik, który Warszawie od ponad 40 lat zawdzięczam bardzo wiele, że ja w trosce o dobro miasta nie zafunduję Warszawie bezkrólewia prezydenckiego na rok.
Czyli nie idzie pan?
Wybieram bardzo świadomie, wybieram najskuteczniejszy w tym przypadku oręż, czyli tak, nie przyłączam swojego głosu w obronie pani prezydent do tych, którzy chcą ją odwołać.
Gdyby Gronkiewicz-Waltz została odwołana, to miałaby szansę na powołanie do Rady Polityki Pieniężnej?
Tego nie wiem.
Bo miejsce się właśnie zwolniło. Zyta Gilowska właśnie odeszła, prezydent może do Rady jedna osobę dołączyć.
Ta decyzja pani profesor Gilowskiej przecież nas wszystkich zaskoczyła, także sądzę, że i prezydenta. Naprawdę nie ma żadnych przymiarek personalnych, nowych. Poza tym ja jestem przekonany, że pani prezydent nie będzie szukała nowej posady od 13 października.
Kancelaria prezydencka oświadczyła, że Bronisław Komorowski ze zrozumieniem odniósł się do argumentacji pani Zyty Gilowskiej związanej z jej rezygnacją. Jaka to była argumentacja? Bo to wciąż jest bardzo tajemnicza decyzja.
Natury bardzo osobistej.
Czyli rozumiem, że raczej była to motywacja osobisto-zdrowotna niż polityczna, bo pojawiły się takie podejrzenia.
Nie, nie ma to nic wspólnego z polityką. To jest naprawdę argumentacja natury osobistej. W takim przypadku, jeśli chodzi o publiczne prezentowanie tej argumentacji, to tylko zainteresowany - w tym przypadku pani profesor Gilowska - może państwu to objaśnić.
Czy prezydent zamierza jakoś wpływać na kształt ustawy o OFE? Tego skoku na OFE ?
Prezydent będzie musiał złożyć podpis zgodnie z ustawą.
Dlatego pytam, czy będzie chciał ją jakoś modyfikować - zanim złoży podpis.
Prezydent nie ukrywa swojej linii postępowania w tej ustawie.
Postawił rządowi jakiś warunek w tej sprawie?
Tak, zdecydowany i twardy. W tych rozwiązaniach przede wszystkim musi liczyć się los przyszłych emerytów. Przecież wyraźnie widać pewien dylemat. Czy się liczyć z emerytami, czy się liczyć z potrzebami budżetowymi państwa.
Ale jakie jest generalne założenie: zabieramy obligacje, zostawiamy akcje, dajemy wybór: gdzie będą trafiać składki - prezydentowi odpowiada?
Prezydent w tej sprawie mówi jedno, bardzo wyraźnie: "Nie spierajcie się, nie zamieniajcie tego w spór personalny, co się niestety coraz częściej dzieje. Myślcie przede wszystkim o emerytach." Ta dyrektywa dotyczy każdego zapisu i w każdej tej sprawie, o którą pan pyta, tak jest.
To myślenie o emerytach powinno skłaniać do tego, żeby OFE zostawić, bo co by nie mówić, pieniądze odłożone w OFE w obligacjach są bardziej pewne niż zapisy ZUS-owskie.
Ma pan rację. Na pewno nie chodzi o to, żeby to pośpiesznie i rabunkowo zdemontować. Coś znacznym wysiłkiem zbudowano, więc jeśli istnieje potrzeba, a istnieje.. Bo na tym polega kłopot w OFE, że okazało się, iż nie można odkładać na bieżące i na przyszłe emerytury. Za biedni na to jesteśmy. To należy zmodyfikować. Prezydent jest za zmodyfikowaniem, ale w racjonalny rozsądny sposób.