"Gdy jest się starszym, zawsze coś nam doskwiera, więc proponuję - ruszajmy tymi częściami ciała, które nas nie bolą, ale róbmy coś" - mówi dla RMF FM w pierwszym polskim radiowym wywiadzie hiszpański himalaista Carlos Soria. To bijący rekordy wspinacz, który w wieku 77 lat zdobył w tym roku swój dwunasty 8-tysięcznik. 1 maja, jako najstarszy himalaista w historii, stanął na szczycie Annapurny (8091 m n.p.m.) i do skompletowania Korony Himalajów i Karakorum brakuje mu jeszcze Sziszapangmy (8013 m n.p.m.) oraz Dhaulagiri (8167 m n.p.m.). Jego recepta na górską długowieczność to pełna harmonia między miłością do gór i życiem rodzinnym. "Chyba powinienem powiedzieć, że moja żona jest dla mnie zbyt dobra. Inne już dawno by się ze mną rozwiodły" - przyznaje Soria. Dziennikarz RMF FM Michał Rodak rozmawiał z Hiszpanem podczas XXI Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju.
Michał Rodak: To fascynująca historia wieloletniego wspinacza. Skąd mężczyzna w sile wieku, mając 77 lat, ciągle czerpie inspirację do tego, żeby zdobywać najwyższe szczyty?
Carlos Soria: Wspinam się i nie przestaję tego robić, dlatego że kocham góry. Mam dużą rodzinę. Mam żonę i cztery córki, ale także pracuję. I na tyle to wspinanie jest dla mnie ważne, że udało mi się pogodzić i życie rodzinne, i pracę, i wyjazdy. Więc odpowiedź jest prosta - miłość do gór.
W przypadku wielu wspinaczy, gdy stawiają na wyprawy, ich życie rodzinne na tym traci. W pana przypadku ten balans między życiem górskim a życiem w domu, między tymi dwoma światami, które idealnie się uzupełniają, jest receptą na długowieczność w górach?
W moim przypadku wszystko się bardzo dobrze poukładało. Chyba dlatego że swoją żonę poznałem w górach. Ona też je kocha i rozumie mnie. Nie miałem nigdy problemów z wyjazdami. Nawet gdy finansowo wiodło się nam trochę gorzej, ona mówiła: "Jedź. Jak wrócisz, to wszystkim się zajmiesz". Mam również cztery córki, a najstarsza ma już teraz 50 lat. Wszystkie też razem ze mną jeździły w góry. Chyba powinienem powiedzieć, że moja żona jest dla mnie zbyt dobra. Inne już dawno by się ze mną rozwiodły, ale ta jest naprawdę niezwykła.
Najważniejszy projekt pana życia to droga po Koronę Himalajów i Karakorum, czyli czternaście 8-tysięczników. Nie czuje pan już zmęczenia? Od zdobycia pierwszego szczytu, czyli Nanga Parbat, minęło już 26 lat, a kilka miesięcy temu udało się panu wejść na swój dwunasty 8-tysięcznik.
Tak, to długi projekt, ale absolutnie nie jestem nim zmęczony, ponieważ robię to, co chcę robić. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z mojego wieku i na razie cieszę się tym, że jeszcze mogę zdobywać wysokie góry. Będzie jednak taki dzień, kiedy będę musiał robić coś spokojniejszego, coś prostszego. Będę wtedy chodził na spacery do lasu, ale na razie korzystam z szansy, którą dostałem od życia.
Podczas tegorocznej wyprawy chciał pan wejść na dwa szczyty. Udało się ostatecznie zdobyć Annapurnę, ale po raz kolejny nie powiodła się próba na Dhaulagiri. W związku z tym ocenia pan tę ekspedycję jako sukces, czy może pozostał pewien niedosyt?
Nigdy nie traktowałem niezdobycia szczytu jako porażki. Ważne jest dla mnie także samo podejmowanie prób. Udaje się lub nie, ale była wyprawa, był wysiłek i to jest ważne.
W przyszłym roku planuje pan wrócić na Dhaulagiri, czy może będzie to rok przerwy? Jak wygląda pana kalendarz na najbliższy czas?
Mam plan pojechać na Dhaulagiri wiosną, na przełomie marca i kwietnia, a jesienią - na Sziszapangmę. Choć może odłożę tę Sziszapangmę do wiosny kolejnego roku, ale tak naprawdę nie mam czasu. W przyszłym roku będę miał już 78 lat, więc sytuacja robi się ciężka...
Jak pomyślę sobie, że niedługo będę miał 80 lat, to wydaje mi się to w ogóle niemożliwe. Ktoś się chyba tutaj pomylił w kalkulacjach, ale pewnie niestety tak jest... Tak naprawdę nie zawsze pamiętam, w jakim jestem wieku i wtedy przypominam sobie, że moja najstarsza córka ma już 50 lat, następna - 49, kolejna - 48 i ostatnia - 45. No tak, w tej sytuacji ja w przyszłym roku mogę mieć już 78. urodziny...
Słyszałem, że po ostatnich wyprawach pozostał pan bez wsparcia hiszpańskich sponsorów. To powód do poważnych zmartwień i może pokomplikować najbliższe plany, czy pojawił się już na horyzoncie ktoś, kto pomoże panu w zorganizowaniu kolejnych wypraw?
Na razie nieszczególnie się tym martwię, bo cały czas mam nadzieję, że zgłoszą się jeszcze do mnie jacyś sponsorzy, ale jest pewne, że w kwietniu pojadę na Dhaulagiri. Będzie sponsor, czy nie - wyprawa na pewno dojdzie do skutku. Jeżeli się uda, to będzie ze mną cała ekipa, czyli także filmowiec i lekarz, a jeśli nie, to pojadę tylko z Szerpą, ale na pewno pojadę.
Jak wygląda pana zespół podczas wypraw? Ile to osób i jaką rolę odgrywają?
Normalnie w ekipie jest dwóch operatorów filmowych, lekarz, mój przyjaciel wspinacz i Szerpa. Taki jest skład. Staramy się przekazywać informacje do mediów społecznościowych i pokazywać prawdziwy obraz gór. Wiadomo, że wokół wypraw górskich jest dużo kłamstw i niedomówień, więc staramy się pokazywać jak tam jest naprawdę. Ale jeśli nie będzie sponsorów, następnym razem pojadę po prostu z Szerpą i może jakiś kolega wspinacz jeszcze się znajdzie.
Jest pan na szczycie list, jeśli chodzi o najstarszych zdobywców poszczególnych 8-tysięczników. Bicie kolejnych rekordów w tej klasyfikacji ma dla pana znaczenie, czy chodzi wyłącznie o spełnianie swoich marzeń?
Nie, rekord absolutnie nie jest dla mnie ważny. Nie bijemy tu żadnych rekordów. Tak naprawdę chciałbym mieć więcej przyjaciół w moim wieku, razem z którymi mógłbym się wspinać i zdobywać 8-tysięczniki. Nie robię tego dla rekordu. Nie robię też tego dla pieniędzy ani dla sławy. Robię to dlatego, że po prostu kocham się wspinać.
Dzięki własnym wyprawom i utrzymywaniu wspaniałej formy, udaje się panu pozytywnie wpływać na osoby w podobnym wieku? Może pan być inspiracją dla ludzi starszych na całym świecie. Ma pan grupę, która patrząc na pana dokonania także decyduje się na większą aktywność i uprawianie sportu?
Tak, ludzie już w wieku 40, 50, 60 lat i starsi często śledzą moje wyprawy. Dostaję też od nich sygnały, maile czy nawet do mnie dzwonią i mówią: "Carlos, jesteś dla nas inspiracją. Czasem jest trudno. Mamy problemy z dziećmi, ale patrzymy na to, co ty robisz i wierzymy w to, że jeszcze też będziemy mogli dalej być aktywni". Gdy jest się starszym, zawsze coś nam doskwiera, więc proponuję - ruszajmy tymi częściami ciała, które nas nie bolą, ale róbmy coś.
Kilka lat temu, w jednym z wywiadów dla zagranicznych mediów, wyjawił pan swoje motto: "Najwyższym i najważniejszym 8-tysięcznikiem w życiu jest bycie szczęśliwym". Okazuje się więc, że tych najwyższych gór jest 15, a nie 14, jak wszyscy sądzą. Zapominając o tych, które jeszcze przed panem, czyli Sziszapangmie i Dhaulagiri - panu już udało się zdobyć ten ostatni 8-tysięcznik?
Tak, myślę, że zdobyłem ten bardzo szczególny szczyt. Mam wspaniałą żonę, mam wspaniałe córki, kochamy się i to szczęście rodzinne jest dla mnie bardzo ważne. Jestem szczęśliwym człowiekiem także dlatego, że jestem zadowolony ze swojej pracy. Teraz już przejęli moją firmę inni, ale nadal jestem tam dobrze wspominany i pamiętany. Dużą częścią tego bycia szczęśliwym jest to, że mogę robić to, co kocham. Mam przecież to szczęście, że wciąż mogę się wspinać.
Rozmowę podczas XXI Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju tłumaczyła Katarzyna Biernacka.