"To była naprawdę bardzo długa wyprawa. Udało się osiągnąć założony cel, czyli 30 dni. Jeszcze raz wszystkim dziękuję za wsparcie i trzymanie kciuków, bo to na pewno bardzo nam się przydało" - mówi Andrzej Bargiel w specjalnej relacji dla RMF FM po zdobyciu w rekordowym czasie Śnieżnej Pantery. Zakopiańczyk późnym wieczorem wrócił do bazy po wejściu na ostatni z pięciu 7-tysięczników byłego Związku Radzieckiego - Pik Pobiedy (7439 m n.p.m.) w górach Tienszan. "Niestety, podczas zjazdu wypięła mi się narta i gdzieś poleciała w przepaść" - opowiada Bargiel.

Jesteśmy już na szczęście cali i zdrowi w bazie. Wczoraj udało się zdobyć ostatni szczyt. Niestety, podczas zjazdu wypięła mi się narta i gdzieś poleciała w przepaść. Musiałem z około 6300 metrów schodzić, co nie było dla mnie zbyt dużym pocieszeniem, bo śnieg był bardzo mokry, ale wszyscy się cieszymy, że już po wszystkim - opowiada zakopiańczyk. To była naprawdę bardzo długa wyprawa. Mimo przeciwności, udało się osiągnąć nasz założony cel, czyli 30 dni, więc odpoczywamy. Mamy tutaj jeszcze kilka dni zdjęciowych i uciekamy do Polski. Jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję za wsparcie i trzymanie kciuków, bo to na pewno bardzo nam się przydało - podkreśla w specjalnej relacji dla RMF FM.

Udany atak na ostatni szczyt

Bargiel rozpoczął wspinaczkę na Pik Pobiedy w piątek. Noc spędził w obozie piątym na wysokości 6900 metrów. Na szczyt wyruszył po godz. 6 (godz. 2 czasu polskiego - przyp. red.) i stanął na nim o godzinie 12:35 (godz. 8:35 czasu polskiego - przyp. red.). Powrót do bazy zajął mu około 10 godzin. 28-latek zdecydował się na szybki atak z powodu krótkiego okna pogodowego i zapowiadanego na 2 najbliższe tygodnie załamania pogody.

Rekord wszech czasów

Polak potrzebował zaledwie 30 dni na zdobycie pięciu 7-tysięczników byłego Związku Radzieckiego zaliczanych do Śnieżnej Pantery. Pobił tym samym rekord należący od 1999 roku do Denisa Urubki i Andrieja Mołotowa, którzy dokonali tego wyczynu w 42 dni. 

Od Piku Lenina po Pik Pobiedy

Zakopiańczyk zaczął wyprawę w Kirgistanie - od Piku Lenina (7134 m n.p.m.). Stanął na tym szczycie 16 lipca. Później, po przenosinach do Tadżykistanu, zdobył Pik Korżeniewskiej (7105 m n.p.m.) i Pik Komunizma (7495 m n.p.m.). Następnie wrócił do Kirgistanu i we wtorek dotarł do bazy na lodowcu Inylczek Południowy.

W nocy rozpoczął atak szczytowy i w środę, o godzinie 7:32 polskiego czasu, wszedł na Chan Tengri (7010 m n.p.m.). Do zdobycia pozostał mu wtedy już tylko Pik Pobiedy. Plany mogła jednak pokrzyżować fatalna pogoda, prognozowana na kolejne dni. Mamy wszystko zorganizowane, więc potrzebna jest tylko pogoda i mam nadzieję się, że w jakimś najbliższym czasie uda się to zrobić i będziemy wracać do domu - mówił przed ostatecznym atakiem w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem.

Zakopiańczykowi podczas tej wyprawy towarzyszy ekipa Canal+ Discovery. Jesienią na antenie stacji zobaczyć będzie można 8-odcinkowy serial z ekspedycji.

(MN)