Jeżeli spełnią się marzenia jednych i czarne sny innych, to w lutym 2022 roku to my - Polacy będziemy gospodarzami zimowych igrzysk olimpijskich w Krakowie. Do 14 marca mamy złożyć wniosek aplikacyjny wraz z czymś o wiele ważniejszym - listami gwarancyjnymi, że na to, co na razie istnieje tylko w planach, czyli niezbędne inwestycje w stolicy Małopolski, Katowicach, Myślenicach, Oświęcimiu, Zakopanem, Jurgowie czy Kościelisku, znajdą się pieniądze.
Decyzja MKOl o wyborze gospodarza zimowych igrzysk 2022 zapadnie w sierpniu 2015 roku daleko od tych miejsc. W stolicy Malezji - Kuala Lumpur, ale być może już na początku lipca Komitet Wykonawczy tej organizacji sprowadzi nas na ziemię. Wtedy bitwę o Gubałówkę - odroczymy, prawa śniegowego zazdrościć będziemy Niemcom i Austriakom, dziesiątki kilometrów turystycznych tras narciarskich wciąż pozostanie tylko w planach. Boję się, że nawet tor lodowy, o który teraz głośno dopominają się medaliści ze Zbigniewem Bródką na czele wciąż pozostanie tylko na papierze...
Czy za 7 lat, 11 miesięcy, 8 dni - 1 lutego 2022 roku Kraków będzie gotowy do zimowych igrzysk? Za cztery lata igrzyska w południowokoreańskim Pyeongchang.
W Soczi medalowe szanse zmieniły się w 6 olimpijskich krążków, w tym aż 4 złote. Kamil Stoch, Justyna Kowalczyk, Zbigniew Bródka i spółka dali nam potężną dawkę emocji. Co z tych rosyjskich igrzysk zapamiętamy? Czekam na Wasze listy. Adres: fakty@rmf.fm. Czy coś przebije bieg po złoto Kowalczyk ze złamaną nogą? Nerwy podczas konkursu na dużej skoczni, gdy Stochowi wyraźnie nie szło? A może 0,003 s. Bródki i polskie medale na lodowym torze w Adler Arenie?
Ja na pewno zapamiętam Ukrainki, które utarły nosa Rosjankom, wygrywając biathlonowy bieg sztafetowy kobiet i to w chwili, gdy świat mówił nie o igrzyskach Władimira Putina, a o ofiarach kijowskiego Majdanu.
Zapamiętam saneczkarza z wysp Tonga Bruno Bananiego, pierwszego reprezentanta tropikalnego królestwa na największej zimowej imprezie świata, który zagrał na nosie Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu. Banani wcześniej nazywał się Fuahea Semi, a imię i nazwisko przybrał od nazwy sponsora, niemieckiej marki odzieżowej. A więc człowiek-reklama, na zawodach, gdzie reklam nie ma. Kiedy sprawa wyszła na jaw, szef MKOl Thomas Bach protestował, ale Fuahea Semi - Bananim stał się całkowicie legalnie.
Jest jeszcze jeden bohater, Fin - Teemu Selanne. 43-letni hokeista zakończył w Soczi reprezentacyjną karierę dwoma golami wbitymi Amerykanom w meczu o trzecie miejsce. Po meczu udzielił wywiadu, podczas którego płakał i on i fiński dziennikarz.
Selanne grał w kadrze przez 26 lat. Zdobył cztery medale olimpijskie (srebrny i trzy brązowe) i dwa medale mistrzostw świata (srebrny i brązowy). Jest jednym z najwybitniejszych hokeistów w historii. Gra w wielkiej i bajecznie bogatej NHL, ale nie ma dla niego znaczenia, czy to lód Anaheim Ducks czy olimpijska tafla w Soczi. Na igrzyskach zdobył cztery bramki, był liderem "Suomi", którzy w ćwierćfinale niespodziewanie pokonali Rosjan 3:1. Owieczkin - Małkin - Siomin atakowali, a Selanne własnym ciałem, leżąc na lodzie potrafił zablokować krążek zmierzający do fińskiej bramki. W meczu o trzecie miejsce Finlandia pokonała faworytów z USA aż 5:0. Po meczu Selanne nie potrafił powstrzymać łez. 26 lat z fińskim lwem na sercu... i sercem lwa do walki... Panowie piłkarze - tego życzę Wam w eliminacjach Euro 2016. Czekam na Wasze wspomnienia z Soczi.