Atak przeprowadzony przez samobójcę w Manchesterze to pierwszy na Zachodzie zamach, wymierzony wprost w dzieci. Wcześniej podobną bezwzględność świat widział tylko podczas ataku na szkołę w Biesłanie w Osetii Północnej. Wczoraj przekonaliśmy się, że terror wszędzie jest taki sam.
Nie chodzi o porównanie nieporównywalnego. Przetrzymywanie w 2004 przez terrorystów Szamila Basajewa setek dzieci, szturm sił specjalnych i setki ofiar to dramat znacznie większy niż zdetonowanie jednego ładunku w Manchesterze. Rzecz jednak w przełamaniu tabu, jakim jest zaatakowanie dzieci, stawiającym znak równości między brutalnością terroru na wschodzie i na zachodzie.
Po raz pierwszy atak terrorystów rozmyślnie przeprowadzono w miejscu, gdzie ofiarami nie były osoby prowadzące jakąś działalność istotną dla terrorystów, jak w redakcji Charlie Hebdo. Nie były to osoby za coś odpowiedzialne, jak choćby jednostki wojskowe, bądź jak coraz częściej statystycznie, losowo wybrani nieszczęśnicy. Nie zaatakowano metra, gdzie ofiarą wybuchu także mogły paść dzieci, ale nie tylko. Nie był to wybuchający autobus ani ostrzelana kawiarnia. Nie doszło do wzięcia zakładników, jak w klubie Bataclan w Paryżu.
Pierwszy raz w historii zachodu samobójca z rozmysłem detonował się wśród młodych widzów koncertu gwiazdy nastolatków. Z punktu widzenia terrorystów zapewne zaatakowano jądro sytego społeczeństwa, konsumpcyjnego i pewnego swojego bezpieczeństwa - jego najmłodszą i najbardziej podatną na emocje część, nieświadomą jeszcze tego, jak wygląda świat poza tym, co widzi wokół siebie.
Wcześniejsze ataki na tzw. miękkie cele nie były wymierzone tak precyzyjnie. Lotniska, kluby, samochody pułapki, ostrzeliwanie przechodniów czy taranowanie tłumów samochodem miały w sobie znacznie większy udział przypadku w doborze ofiar. Zamach w Manchesterze przeprowadzono tak, by go ograniczyć.
Pierwszy raz także tak otwarcie wymierzono zamach w uczestników imprezy rozrywkowej. Wcześniejsze ataki na imprezy sportowe najmłodszych dotykały w stopniu znacznie mniejszym. Na stadionach znacznie częściej niż nastolatki można przecież spotkać dojrzałych mężczyzn. Podobnie to raczej dojrzali ludzie odwiadzali atakowane kawiarnie i kluby.
Każdy z dorosłych wie, że w każdej chwili może stać się ofiarą zamachu. To jeszcze nie powszechne, codzienne przeświadczenie, ale po zastanowieniu każdy dojrzały człowiek gotów jest to przyznać, także w każdej części spokojnej do nie tak dawna Europy.
Pora, by z tą myślą zacząć oswajać młodzież i dzieci. Warto im powiedzieć wprost, że niestety może im się przytrafić krzywda nie tylko przy okazji aktu terroru wymierzonego w dorosłych, ale i że one same i tylko one mogą stać się celem ataku.
I warto je na to przygotować.
Jeśli potrafimy.