Zanim wybrniemy wszyscy z powikłań, do jakich doprowadził zainicjowany przez PO, a podjęty przez PiS proceder zawłaszczania stanowisk w Trybunale Konstytucyjnym - minie zapewne jeszcze kilka dni. Zamiast jednak analizowania kolejnych potyczek w tej wojnie warto chyba przyjrzeć się temu, o co właściwie toczy się tę walkę. Odpowiedzi na pytanie "jak?" - nie znamy. Możemy za to odpowiedzieć na pytanie "dlaczego?"
Przyczyn jest tyle, ile istotnych dla Prawa i Sprawiedliwości ustaw może trafić pod osąd Trybunału. Mogą się wśród nich znaleźć przepisy o likwidacji gimnazjów, obniżeniu wieku emerytalnego - i jedna, i druga z zapowiadanych regulacji mają ogromne znaczenie dla ustroju szkolnego i systemu emerytalnego, nierozerwalnie związanego z całą gospodarką. Przegrana przed Trybunałem po wejściu w życie tak istotnych przepisów (a na doprowadzenie do tego z pewnością stać Prawo i Sprawiedliwość przy wsparciu prezydenta) mogłaby mieć katastrofalne skutki nie tylko dla prestiżu rządzących, ale i całego państwa.
Na pewno zaś trafi przed Trybunał planowane przez Prawo i Sprawiedliwość ponowne połączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. We wszystkich tych sprawach PiS nie może sobie pozwolić na obalenie projektów, a "odpuszczenie" dziś sprawy Trybunału tym właśnie mogłoby PiS-owi grozić.
Być może też w tle determinacji, z jaką rządzący walczą o TK kryje się zamiar rzeczywistych zmian Konstytucji, przy których wsparcie Trybunału będzie absolutnie niezbędne. Na razie wydarzenia nie ukształtowały jeszcze zdolnej do tego sejmowej większości, PiS jednak wspierany jest w walce o Trybunał przez posłów Kukiz'15, a umiejętne rozgrywanie opozycji z czasem może pozwolić na poszerzenie tej ustrojowej para-koalicji.
Poza samym składem Trybunału istotna jest dla PiS obsada funkcji jego prezesa. To on ma wpływ na to, który z sędziów w jakiej sprawie orzeka, a co najważniejsze - kiedy sprawa jest rozstrzygana. Jego pozycja może jeszcze ulec wzmocnieniu, jeśli Trybunał w nowym składzie zechce np. zmienić regulamin swojego działania i poszerzyć jego kompetencje.
Obecny prezes TK Andrzej Rzepliński bardzo wyraźnie zaangażował się w spór z PiS-em. Dużym sukcesem PiS będzie więc samo pozbawienie go funkcji. Kadencja prezesa Rzeplińskiego według nowej ustawy wygaśnie za trzy miesiące, czego bodaj nie kwestionuje nawet skarżąca uchwaloną przez Sejm ustawę Platforma Obywatelska.
Zanim ostatecznie ukształtuje się skład Trybunału w 2015 roku warto zwrócić uwagę na zmiany, które czekają sąd konstytucyjny w następstwie upływu kadencji kolejnych jego sędziów. Jeśli przyjmiemy, że PiS wybierze w najbliższym czasie 5 "swoich" sędziów, to trzeba pamiętać, że w ciągu najbliższych lat będzie wybierał kolejnych. W kwietniu 2016 wygasa kadencja sędziego Mirosława Granata, w grudniu - dzisiejszego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego.
Kolejnych sędziów obecna kadencja Sejmu będzie mogła powołać w czerwcu 2017 i maju 2019. Razem więc dzięki dzisiejszej awanturze w miejsce pierwotnie dla niej przewidzianych 6 sędziów TK obecna kadencja powoła ich 9. A jeśli zdecydowałaby się na taki krok, jakim Platforma Obywatelska wywołała całe zamieszanie, i sięgnęłaby także po trójkę sędziów, których termin powołania wypada na grudzień 2019 (a więc już pod rządami kolejnej kadencji Sejmu) - Sejm zdominowany przez Prawo i Sprawiedliwość w 2020 według powszechnie już chyba stosowanej terminologii zawłaszczania stanowisk - miałby aż 12 z 15 sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Zamiast sześciu.