„Pierwszy” wg słów Jana Kulczyka to prezydent – mówi Janusz Rolicki. Informator specsłużb wyraźnie dookreślił „pierwszego”. Jednocześnie gość RMF dodaje, że jeśli prezydent zostanie wciągnięty w tę aferę, zaważy to na jego dalszej karierze.
Tomasz Skory: Kilka ostatnich dni w polityce to z jednej strony - ujawnienie kompromitujących notatek Agencji Wywiadu, z drugiej - nerwowy atak prezydenta na tych, którzy podobno destabilizują demokrację, czyli opozycję i media. Jak pan tłumaczy sobie tę niezwykłą irytację, niektórzy mówią histerię Aleksandra Kwaśniewskiego?
Janusz Rolicki: Te najbliższe wydarzenia decydują o najbliższej karierze prezydenta Kwaśniewskiego. Jeśli prezydent zostanie wciągnięty w to bagno i zostanie powszechne odczucie, że ma nieczyste ręce, to jego kariera stanie pod znakiem zapytania. Pan się może zdziwić, co znaczy kariera dla prezydenta. Wiadomo, że 51-letni człowiek chce coś jeszcze dalej robić, nie będzie tylko emerytem. I wiadomo, że prezydent już to zapowiedział wprost – że zjednoczy lewicę. Jeśli prezydent zostanie w tę historię ubabrany, wciągnięty i skompromitowany, wtedy tej lewicy nie zjednoczy. I cała ta konstrukcja się zawali.
Tomasz Skory: Rozumiem, że to dlatego prezydentowi zależy, aby nam wszystkim udowodnić, że nie on jest „pierwszy”.
Janusz Rolicki: Oczywiście nie tylko dlatego, bo chodzi mu także o image własny - już odchodzi do historii. A poza tym ew. perspektywy jakiś posad zagranicznych zależą w dużym stopniu od czystej kartoteki.
Tomasz Skory: Kto jest pańskim zdaniem „pierwszym” wg słów Jana Kulczyka? Miller czy Kwaśniewski?
Janusz Rolicki: Wg mnie prezydent, dlatego że informator służb specjalnych wyraźnie dookreślił tego „pierwszego”. Dlatego sądzę, że myślał tu o prezydencie. Oczywiście inna sprawa, czy miał upoważnienie, żeby mówić z taką swobodą, jak o człowieku, który jest na jego zawołanie. Jednocześnie wiadomo, że miał on także bliskie kontakty z Millerem. Praktycznie i tu, i tu, i na jednym dworze, i na drugim był wielkim panem Kulczykiem, który dużo mógł.
Tomasz Skory: A potrafi pan wyjaśnić to szczególne miejsce pana Kulczyka w systemie sprawowania władzy w Polsce? Konstytucję przejrzałem, nie ma tam pana Kulczyka. Natomiast jest na obu tych dworach najistotniejszych dla sprawowania władzy w kraju.
Janusz Rolicki: Ja przesunąłbym to jeszcze wstecz, bo wiadomo, że był on dobry także na dworach poprzednich – gdy rządziła AWS też był bardzo wpływowy i też robił ogromne interesy. Ja uważam, że powinno się powołać specjalną komisję, która sprawdziłaby interesy pana Kulczyka, jak te interesy były robione, bo to jest klucz do zrozumienia charakteru polskiego kapitalizmu. Bo jeśli nikt się nie zająknie, nie rozważa takiej sprawy, jak można dać takie ogromne pieniądze – to było 3 mld zł – na budowę autostrady wielkopolskiej. Dostał je pan Kulczyk i wiadomo, że te pieniądze pracowały. Jak pracowały? Taka gwarancja rządowa to jest praktycznie pieniądz. Na to można dostać wielkie pieniądze, można nimi dalej obracać. Ja uważam, że cała metoda, cała technologia działań pana Kulczyka polegała na tym, że on bardzo dużo może. Powiedzmy firma zagraniczna wchodząca do Polski, chcąca zrobić wielkie interesy - przykład Telecomu; klasyczny przykład – sięgała do pomocy pana Kulczyka.
Tomasz Skory: Bo bez niego nie mogło się udać.
Janusz Rolicki: Bo bez niego – może nie to, że nie mogło się udać – ale było trudniej. Pan Kulczyk gwarantował powodzenie. A tymczasem trzeba przyznać, że minister Kaczmarek, który przez Kulczyka widać był wręcz niszczony i przez Millera – to ten Kaczmarek uniemożliwił dalsze interesy Kulczykowi; on te interesy zablokował. Za jego ministrowania Kulczyk nie zrobił żadnych wielkich interesów – a głównie myślę o tej grupie G-8. I tak całkiem serio mówię, że dla zdrowia polskiego kapitalizmu, dla zdrowia polskiego społeczeństwa byłoby dobrze przeprowadzić taką analizę, sprawdzenie sposobu robienia tak wielkich pieniędzy.
Tomasz Skory: A na razie dra Kulczyka nie przesłuchano, mimo że doniesienie, które złożył Agencji Wywiadu i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego okazało się w potężnej części nieprawdziwe.
Janusz Rolicki: To jest dla mnie autentyczny skandal. Pan Kaczmarek nie był wprawdzie ministrem skarbu, ale był posłem, i fakt, że ma się tak wielkie zaufanie do osoby z zewnątrz – która nie ma żadnego społecznego mandatu – a równocześnie tego ministra inwigiluje się bardzo serio, jest z mojego punktu oburzające. Ja musze powiedzieć, że nawet w PRL-u była taka sytuacja – po zakończeniu okresu stalinowskiego – Gomółka wprowadził taką zasadę: przykładowo - aby zastępca członka KC był inwigilowany, musiała być zgoda Komitetu Centralnego, czyli formalnie władza polityczna musiała wydać zgodę, tu żadnej formalnej zgody nie ma.