Minister Dorn wyglądał na bardziej kompetentnego - tak o zmianie na stanowisku szefa MSWiA mówi politolog, doktor Marek Migalski, gość Kontrwywiadu RMF FM. Powołanie Kaczmarka to zmiana na osobę mniej zaangażowaną w sprawy ministerstwa - uważa.
Kamil Durczok: To zaczniemy od pytania najczęściej ostatnio powtarzanego. O co chodzi?
Marek Migalski: Informacja bardzo pocieszająca dla słuchaczy prawdopodobnie. My nie wiemy o co chodzi, nie wie o tym redaktor Durczok, nie wie o tym doktor Migalski. To jest dla naszych słuchaczy pocieszające, nikt nie wie. Wobec tego jeśli ktoś czuje się w tej materii zagubiony jak we mgle, to znaczy, że tak czują się wszyscy.
Kamil Durczok: A autorzy tych ruchów myśli pan wiedzą o co chodzi?
Marek Migalski: To jest znowu pytanie, na które nie ma odpowiedzi, bo wygląda na to, że chyba nie. Ktoś tutaj chyba się pogubił, chyba że jest to tak sprytny plan obliczony na tyle ruchów w przód, że my proste szaraczki nie jesteśmy w stanie tego poodczytywać.
Kamil Durczok: Długo czekamy na odczytanie tych ruchów, pewnie jeszcze trochę czasu na to mamy. Było kwestią czasu, kiedy ta terminologia się pojawi w debacie publicznej, no i się pojawiła. Czy to jest tak, że rewolucja pożera własne dzieci?
Marek Migalski: Tego nie wiemy, bo na razie widać że ci, którzy rewolucje rozpoczęli w dalszym ciągu mogą pożerać innych. Dornowi nie stała się krzywda. On może rzeczywiście w sensie formalnym stracił stanowisko ministra spraw wewnętrznych, natomiast nie rozstał się z Jarosławem Kaczyńskim. W dalszym ciągu współpracują. Co więcej jego pozycja - przynajmniej według deklaracji premiera - wzmocniła się.
Kamil Durczok: No tak, ale on mówi „Praca w tym ministerstwie była moim marzeniem”. To mówił jak wchodził do gmachu przy Rakowieckiej. Teraz mówi, że wolałby zostać ministrem, a nie być wicepremierem. Trudno nie dostrzec, że taki żal się w jego wypowiedziach bardzo wyraźnie pojawia.
Marek Migalski: Rzeczywiście Ludwik Dorn bardzo mocno przygotowywał się do pełnienia tej roli, co więcej chyba wszyscy przyznamy, że był do tego naprawdę przygotowany. To było jego oczko w głowie, to była jego pasja. Natomiast dzisiaj minister Kaczmarek nie wygląda na Jakobina. Tzn. to nie jest ten, który przychodzi i jest jeszcze bardziej radykalny niż Ludwik Dorn. Co więcej zarzuca mu się, że on jest trochę mniej przygotowany i trochę mniej zdeterminowany, a to oznacza, że również mniej radykalny w chęci dokonywania reform. Wobec tego można nawet powiedzieć, że rewolucja się trochę cofa.
Kamil Durczok: Zaraz wrócimy do tej teorii rewolucji. Jeszcze o Janusza Kaczmarka chciałbym zapytać. Spodziewa się pan jakiegoś wyraźnego rysu tej osoby, jakiegoś piętna, które odciśnie na pracy ministerstwa? Bo tak naprawdę to są dwa ministerstwa. Administracja to jedno, a nadzór nad policją, nad Centralnym Biurem Śledczym to drugie.
Marek Migalski: Ja niechętnie komentuję sprawy osobiste. Zresztą w ogóle uważam, że politolodzy powinni tego unikać. To jest raczej kwestia dziennikarzy łapania pewnych rysów charakterologicznych osób. Natomiast to co można powiedzieć z punktu widzenia politologicznego, że to jest trochę osoba znajdująca się tam z przypadku. Prawdopodobnie świetny prokurator, ale on chyba nie był przygotowywany na to, żeby pełnić tak poważną funkcję jak minister spraw wewnętrznych i administracji. Ma pan racje to są praktycznie dwie odrębne rzeczy. Minister Dorn wyglądał na bardziej kompetentnego, na osobę, która żyje tymi sprawami i dzisiaj można by powiedzieć, że ta zmiana jest może nie zmianą na gorsze, tylko zmianą na osobę mniej zaangażowaną w kwestię, którą ma prowadzić.
Kamil Durczok: Powiedzmy, że są dwa punkty widzenia w sprawie Dorna. Ale wcześniej był Marcinkiewicz i Sikorski. To jest już odsunięcie w odstawkę.
Marek Migalski: W moim przekonaniu Marcinkiewicz właśnie dlatego został odstrzelony, że nie chciał realizować owej rewolucji. Był oskarżony o to, że pewne rzeczy konserwuje i że nie nadaje takiej dynamiki, jak życzyłby tego sobie Jarosław Kaczyński.
Kamil Durczok: Musiał odejść. Z Sikorskim jest identyczna sytuacja.
Marek Migalski: I z Dornem również. Proszę zwrócić uwagę, że argumenty oficjalnie wysuwane wobec Dorna, były takie, że ułożył się z układem, tzn. był osobą, która nie dość radykalnie przeprowadzała te zmiany. I w tym znaczeniu można było powiedzieć, że rewolucja dopiero czeka na przyśpieszenie.
Kamil Durczok: W „Gazecie Wyborczej” Kurski pisze: ” po zwycięstwie nad wrogiem zewnętrznym następuje etap konsolidacji władzy, a ostrze walki zostaje wymierzone we wrogów wewnętrznych. Są nimi zazwyczaj towarzysze broni, samodzielne myślące indywidualności, które powierzone im zadania wykonują suwerennie, przez co tracą zaufanie wodza. Taka jest logika dymisji Sikorskiego i Dorna”. Zgadza się pan?
Marek Migalski: Pana redaktora Kurskiego cenię niezwykle, natomiast nie do końca zgadzam się z pierwszą częścią tej wypowiedzi. Rzeczywiście rząd w ostatnim czasie stracił dwie wyraziste, ciekawe z punktu opisu dziennikarskiego czy politologicznego osoby. Zostały one zastąpione przez osoby równie kompetentne, a przynajmniej oddane swojej pracy, chyba tylko mniej wyraziste, mniej krwiste, bez takiego miąższu, który pozwalałby dziennikarzom i politologom z radością opisywać te problemy. W tym znaczeniu te osoby są mnie wyraziste. One przyszły po tych, którzy byli ciekawsi w opisywaniu.
Kamil Durczok: Na razie zmiany premierowi popularności nie przysporzyły. 47% badanych twierdzi, że rząd na tych zmianach straci. Wracam do pytania: po co?
Marek Migalski: Jest 7, może 9, a może 15 wytłumaczeń. Wszystkie są równie logiczne. Czy to jest robienie miejsca dla Rokity, czy to jest konflikt między Ziobro a Dornem, czy to jest konflikt o informatyzację kraju – wszystkie wydają się tak samo dobrze uargumentowane. Dziś pozostaje nam czekać na sprawdzanie się poszczególnych scenariuszy i eliminację tych, które okazują się najmniej absurdalne.
Kamil Durczok: Czy pańskim zdaniem elektorat ma dość cierpliwości, aby czekać co się z tego chaosu wyłoni? Czy jest im to po prostu obojętne?
Marek Migalski: Bardzo cyniczna pierwsza odpowiedzieć - tzn. ludziom nie jest to absolutnie obojętne, ale kogo obchodzą rankingi społeczne, gdy nie ma wyborów. Warto się martwić o to na pół roku przed wyborami. Druga, być może mniej cyniczna- te ruchy są dokonywane w pewnej próżni, a na razie jak widać te wszystkie manewry rewolucyjne i fantastyczne, jakieś dziwne przewrotki, które wykonuje Jarosław Kaczyński, nie odbijają się negatywnie na popularności PiS-u. On w dalszym ciągu utrzymuje swoje zdobycze z kampanii 2005 roku.