Jeśli konflikt ukraińsko-rosyjski doprowadzi do wstrzymania tranzytu rosyjskiego gazu do Europy przez Ukrainę, gigantyczne kłopoty czekają Słowację, Węgry, Austrię i Czechy. W Polsce krajowe wydobycie powinno pozwolić utrzymać dostawy dla ludności, ale gospodarka może ponieść ogromne straty. Jak Polska jest przygotowana na taki kryzys? Michał Zieliński pytał o to eksperta ds. gazu i byłego członka rządu Piotra Woźniaka.
Michał Zieliński: Czy jeśli zabrakłoby rzeczywiście dostaw przez Ukrainę, możemy sprowadzić ten gaz przez Białoruś i od zachodu, z Niemiec?
Piotr Woźniak: Nie mamy pełnej substytucji w mocach przesyłowych.
Rząd przed kilkoma miesiącami ogłosił jako duży sukces, że oto udało się uruchomić rewers na Gazociągu Jamalskim. Nie możemy sprowadzać gazu od zachodu?
Możemy, zwłaszcza rewersem wirtualnym.
Proszę wyjaśnić na czym polega wirtualny rewers.
To odmiana transakcji swapowej. Najprostszy przykład: klient, który kupuje gaz od Gazpromu i ma siedzibę np. w Belgii odbiera surowiec Jamałem i godzi się w rozmowach z polskim PGNiG sprzedać gaz wcześniej, w czasie kiedy przechodzi on przez Polskę. My go odbieramy, płacimy Belgom, a oni odbierają go z innych źródeł.
Czyli gaz płynie na papierze z zachodu, a faktycznie ze wschodu.
Na wypadek gdyby Gazociąg Jamalski stanął, co zdarza się z przyczyn technicznych, możemy też odbierać gaz z zachodu w takich ilościach, w jakich pozwalają nasze punktu odbioru, czyli to jest 5.5 mld m3 w skali roku, ale tylko wtedy gdy rura jest sucha, czyli po stronie wschodniej nie ma ciśnienia.
Ale to przecież trudno sobie wyobrazić - w sytuacji gdy Ukraina zamknie przepływ, bo wtedy wszyscy na zachodzie będą chcieli brać Jamałem więcej gazu, a nie mniej.
O to chodzi! Wtedy wszyscy będą chcieli brać swój zamówiony u Rosjan gaz Jamałem i nie ma mowy, by rura była pusta. Wtedy rodzi się pytanie jak namówić partnerów na zachodzie, którzy w sytuacji krysysowej przełożą swoje dostawy na Rurociąg Jamalski, żeby zechcieli nam coś odsprzedać. To byłoby obarczone bardzo wysoką ceną, bo w sytuacji kryzysowej bywa że nie wszyscy kierują się... miłosierdziem. Zresztą jest też pytanie, czy w ogóle byłoby co sprzedać, bo jeśli np. Austria w takim kryzysie chciałaby utrzymać dostawy dla siebie, to musi pompować przez Jamał do Niemiec i dalej na południe przez Czechy, drogą okrężną. Pytanie wobec tego, czy zostanie wtedy jakaś resztka dla nas, bo nie ma możliwosci, by Gazociąg Jamalski przejął wtedy wszystkie przepływy, czyli swoje oraz te, których zabrakłoby przez Ukrainę.
Naszym ratunkiem w takiej sytuacji byłby Gazoport.
Tak jest. Już przy przepustowości 5 miliardów m3 praktycznie stanowiłby pełną substytucję przepustowości, którą mamy właśnie na granicy z Ukrainą. To znaczy na granicy z Ukrainą mamy trochę więcej, bo pięć i pół miliarda, ale to już są drobne szczegóły.
Kiedy Gazoport miał być gotowy? Kontrakt sprzed kilku lat na dostawy gazu z Kataru wskazywał datę pierwszego wyładunku!
Pamiętam uchwałę rządową ze stycznia 2006 roku, rządową decyzję budowy Gazoportu. Wtedy był planowany na bodajże 2012 rok na jesień, czyli na sezon gazowy 2012.
No tak, ale to są stare dzieje. Gazowce z katarskim gazem miały przypływać w przyszłym roku...
Dostawy miały ruszyć od sezonu 2014, czyli od pierwszego października 2014. To jest plus minus trzy miesiące, w każdym razie na zimę terminal miał być gotowy.
Kiedy statki będą mogły przypłynąć?
Nie jestem w stanie ocenić, dlatego że informacje podawane publicznie są nieczytelne. Informacja o tym, że inwestycja jest zaawansowana w 87 proc. nikomu nic nie mówi, bo to jest tak jak z zaawansowaniem budowy domu w 87 proc. Nie wiadomo czy będzie się można do niego wprowadzić, bo brakuje dachu i okien czy np. nie ma odbioru strażaków czy może tylko brakuje wycieraczek i dzwonka przy drzwiach. Co to znaczy 87 proc.? To znaczy, że inwestor się wywiązał w 87 proc. z narzuconego harmonogramu czy z zakresu działań. Ale co nam to daje? Kiedy będzie gotowe? Nie wiemy.
To nie zgadujmy, tylko przejdźmy do następnego punktu, który rysuje się na jeszcze dalszym horyzoncie czasowym. Chodzi o gaz z łupków.
Powoli, ale doczekujemy się rezultatów. W tej chwili cały sektor czeka na wyniki ostatnich dwóch, trzech szczelinowań, czyli zabiegów dokonywanych w poziomych odcinkach otworów. Jeden zrobiony przez firmę BMK w Gapowie, drugi przez Lane Energy niedaleko Lęborka. Jeśli się okaże, że wyniki są pozytywne to mam nadzieję, że to wszystko ruszy.
W każdym razie i tak trzeba będzie czekać lata na tych kilka miliardów metrów sześciennych.
W każdym razie na pewno nie zimą. Trzeba w ogóle skrócić horyzont czasowy. Myśleć o długim horyzoncie, jak zawsze, ale w tym wypadku bardziej o nadchodzącej zimie. Wszyscy już to podkreślają - nawet niezbyt skłonna do takich katastroficznych rozważań Komisja Europejska i komisarz Oettinger - że sprawdzianem sprawności i zdolności unijnych do zarządzania kryzysem będzie najbliższa zima. I tak będzie. To wszystko, co obserwujemy teraz to są drobne przygrywki. To jest pozycjonowanie się do prawdziwego zwarcia, które z całą pewnością będzie w październiku, listopadzie.
A co z magazynami?
Mamy dość mizerną pojemność czynną magazynów podziemnych.
Czy to są tak duże pieniądze czy tak długi proces inwestycyjny? Dlaczego tej kwestii nie poprawiono w ostatnich latach?
To jest dobre pytanie. Tutaj się nałożyło kilka czynników. Po pierwsze dość niska stopa zwrotu dozwolona przez regulatora przy przy wyliczaniu ceny za usługę magazynową. Jest utrzymywana na poziomie 6 proc., a myślę, że znakomicie można by było to poprawić niewielkim kosztem odbiorców i podwyższyć tę stopę zwrotu do 8-10 proc. Poza tym nie zawsze szczęśliwy dobór partnerów do inwestycji, wystarczy przypomnieć inwestycję w Wierzchowicach, która się rodzi w strasznych bólach. No, ale powoli przyrasta ilości magazynowych, więc nie jest tak, że wszystko stoi w miejscu.