"Prawo i Sprawiedliwość od początku obecności w Unii Europejskiej uważało, że nasza obecność jest dobra dla Polski. Nie wyobrażam sobie dzisiaj takiej sytuacji, żeby w UE nie być, bo byłoby to olbrzymią strata dla nie tylko współczesnych, ale i przyszłych pokoleń" - powiedział Gość Krzysztofa Ziemca w RMF FM Joachim Brudziński. "Jeżeli dzisiaj PiS próbuje się czynić tymi, którzy rzekomo chcą Polskę z Unii Europejskiej wyprowadzać, to jest czysta demagogia" - dodał europoseł PiS.
Unia Europejska wtedy będzie miała sens, jeżeli będzie funkcjonowała w oparciu o obowiązujące w UE prawo, czyli w tym wypadku traktaty - stwierdził Gość Krzysztofa Ziemca, Joachim Brudziński europoseł PiS.
Polityk odniósł się również do ostatniej wypowiedzi Marka Suskiego, który w kontekście Unii Europejskiej mówił o "walce z okupantem brukselskim".
Marek Suski stwierdził, że nie są to słowa o żadnym, poważnym ciężarze politycznym, tylko są to słowa bardzo emocjonalne, a przede wszystkim nie oddające rzeczywistości. Pod żadną okupacją dzisiaj nie jesteśmy - przyznał Brudziński.
Dziś dyskurs polityczny czasami toczy się wedle reguły, kto powie coś mocniejszego i czasami niezbyt mądrego, aby przebić się ze swoją narracją do opinii publicznej - dodał.
Krzysztof Ziemiec zapytał swojego gościa również o zapowiadane w ostatnich dniach podwyżki cen prądu i gazu.
Czy to ekipa Prawa i Sprawiedliwości za to odpowiada? Ceny wzrosną dlatego, że ktoś kiedyś nie dopilnował tego. Rzeczywiście wtłoczono nas w taką sytuację, gdzie rosnące ceny emisji CO2 i to według kryteriów zupełnie aberracyjnych z punktu widzenia zdrowego rozsądku, czy nawet ekologii - ocenił europoseł PiS.
W internetowej części rozmowy europoseł PiS Joachim Brudziński zapewniał, że nie ma ryzyka, że Komisja Europejska zablokuje wpłatę środków finansowych w ramach Funduszu Odbudowy. Wszelkie doniesienia w tej sprawie nazwał "sprzedawaniem dymu". Dodał, że rezolucje unijne, nie mają nic wspólnego z obowiązującym prawem czy traktatami, a są jedynie wyrazem "chciejstwa" dominującego nurtu lewackiego.
Nie ma podstaw do tego, aby te pieniądze nie zostały wypłacone - powiedział Brudziński. Gość Krzysztofa Ziemca przyznał także, że uważa premiera Mateusza Morawieckiego za polityka odpowiedzialnego i roztropnego, który ma przygotowane scenariusze na ewentualne opóźnienia w wypłacie unijnych środków.
Wiceszef Prawa i Sprawiedliwości skomentował również ostatni sondaż dla RMF FM i Dziennika Gazety Prawnej, w którym ponad połowa Polaków, uważa że nie skorzysta na Polskim Ładzie.
Nie można mówić tu o żadnej porażce, ale trzeba przyznać się do słabego wyniku - powiedział Joachim Brudziński. Stwierdził, że "coś nie pykło" w komunikacji założeń Polskiego Ładu. Szybko dodał, że jest spokojny o efekty tych rozwiązań.
Gdy zostanie w pełni wdrożony w życie, każdy obywatel przekona się, że mieliśmy rację, bo odczuje to we własnej kieszeni - powiedział polityk.
Wiceprezes partii rządzącej został również zapytany o Konwencję Platformy Obywatelskiej. Na pytanie jak dużym zagrożeniem dla PiS-u jest Donald Tusk, Joachim Brudziński zapewniał: Nie straciliśmy kontaktu z bazą. Nie uważamy, że nie mamy z kim przegrać, ale tym co mogłoby nas odsunąć od władzy, jest brak pokory, a nie Tusk czy Hołownia. Nie wpadamy w dygotki z powodu powrotu Donalda Tuska do krajowej polityki.
Europoseł skomentował również postawę byłego przewodniczącego Rady Europejskiej: Tusk to polityczny wredek, który czerpie satysfakcję z czystej złośliwości, ale postrzegam go też jako polityka skutecznego.
Na koniec Krzysztof Ziemiec zapytał o pomysł europosłanki Sylwii Spurek, która zgłosiła postulat wprowadzenia w UE zakazu wędkarstwa. Joachim Brudziński z pełną stanowczością powiedział: Wędkowałem, wędkuję i będę wędkować! Dodał także, że przerażają go pomysły eurodeputowanej Spurek, która chce wprowadzić wegańską karmę dla zwierząt. Ja na pewno swojej kocicy do tego nie przekonam - powiedział gość Krzysztofa Ziemca.
Krzysztof Ziemiec, RMF FM: Joachim Brudziński, europoseł Prawa i Sprawiedliwości i wiceprezes tej partii.
Joachim Brudziński: Dzień dobry państwu.
Jak się żyje pod "brukselską okupacją'?
Jak to mawiał mój przyjaciel, europoseł poprzedniej kadencji: człowiek ledwo koniec z końcem wiąże, ale znosi to z godnością.
Żartujemy panie pośle, ale sprawa jest poważna, bo też poważni politycy takie słowa mówili. Pytanie po co?
No właśnie. Pytanie po co? To jest to bardzo trudna rola, aby recenzować wypowiedzi kolegi, który to kolega użył tego...
Marka Suskiego dodajmy, bo to jest jego autorstwa.
Który użył tych słów podczas specyficznej okoliczności, bo podczas wystąpienia wiecowego. Ja akurat jestem ostatni, który miałby prawo, żeby krytykować kogokolwiek. Nie tylko Marka Suskiego, ale i jakiegokolwiek polityka. Nie czuje się upoważniony jako ten, który również bardzo często na wiecach używał porównań, być może za daleko idących i nie potrzebnych.
Tak, on to sam ostatnio powiedział, trochę się zdystansował do własnej wypowiedzi.
Świetnie pana posła Marka Suskiego rozumiem. Tak jak powiedziałem, mnie emocje, podczas różnego rodzaju wieców politycznych, również nieraz niosły.
Ile prawdy jest w tych słowach? Ile prawdy jest w tych emocjach? To nie jest jedyny polityk, który kwestionuje Unię i jej znaczenie, pozycję i miejsce Polski w UE.
Ja mam satysfakcję, że w przeciwieństwie do wielu dzisiejszych euroentuzjastów, jestem w środowisku politycznym, od początku lat dziewięćdziesiątych, mam na myśli Porozumienie Centrum, które to środowisko polityczne, jako pierwsze w Polsce postawiło postulat wejścia Polski do Unii Europejskiej, wejścia Polski do NATO. Dzisiejszy mędrzec Europy, ten, który przez wielu euroentuzjastów stawiany jest jako wzór - mam na myśli Lecha Wałęsę, wtedy bredził jakieś niedorzeczności NATO-bis, EWG-bis. Jeżeli dzisiaj próbuje się Prawo i Sprawiedliwość, czyli moje środowisko polityczne czynić tymi, którzy rzekomo chcą Polskę z Unii Europejskiej wyprowadzać, to czysta demagogia.
Nie tylko Marek Suski, ale i pan poseł Kowalski też podobnie kwestionuje pozycję Unii. To nie jest jakiś fakt, że grupa polityków Zjednoczonej Prawicy chce kwestionować nasze miejsce w UE?
Co do wypowiedzi posła Marka Suskiego, to jak pan zauważył, on sam stwierdził, że te słowa troszkę go poniosły i że nie są to słowa o żadnym poważnym ciężarze politycznym. To słowa bardzo emocjonalne, a przede wszystkim nie oddające rzeczywistości. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że nie jesteśmy dzisiaj pod żadną okupacją. Co do wypowiedzi częstych i mocnych pana posła Janusza Kowalskiego, to po pierwsze nie jest to polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Ale Zjednoczonej Prawicy.
Po drugie, dzisiaj ten dyskurs polityczny czasami toczy się wedle reguł, kto powie coś mocniejszego, czasami niezbyt mądrego, aby przebić się ze swoją narracją do opinii publicznej.
Wyobraża pan sobie taki moment, że budzimy się któregoś dnia i Polski w Unii nie będzie?
Jeżeli pyta pan o stanowisko polityczne, to mogę powiedzieć "romano cuta causa finita". Wszystko zostało powiedziane. Prawo i Sprawiedliwość od początku naszej obecności w Unii Europejskiej uważało, że to jest dobre dla Polski. Nie wyobrażam sobie dzisiaj takiej sytuacji, że miałby nas w Unii Europejskiej nie być, bo byłoby to z olbrzymią stratą nie tylko do współczesnych, ale i przyszłych pokoleń.
Mamy kolejne spory, kolejne otwarte fronty z Brukselą. Być może sytuacja się wymknie spod kontroli, trochę tak jak z Wielką Brytanią i zostaniemy gdzieś na obrzeżach.
To jest kwestia odpowiedzialności polityków sprawujących władzę. Jestem absolutnie spokojny o odpowiedzialność i zdrowy rozsądek pana premiera Mateusza Morawieckiego i nie ma takiego niebezpieczeństwa.
Tylko czemu cały czas wchodzimy w konflikt? Właściwie nie ma tygodnia, miesiąca, żeby nie było nowego sporu?
Pan redaktor chyb nie do końca trafnie opisuje rzeczywistość. Konflikty, emocje, o których tak wiele w przestrzeni medialnej się mówi, są na potrzeby sporów politycznych toczących się dzisiaj w Europie, a nie realnego zderzenia rządu Rzeczypospolitej, czy to z Komisją Europejską, czy z instytucjami unijnymi. To, co najbardziej przebija się do opinii publicznej, to często są dyrdymały i niestworzone historie, opowiadane przez rozegzaltowanych europosłów niezbyt dobrze znających sytuację w Polsce.
Przyzna pan, że są spory. W dobrej rodzinie jest tak, że spory próbuje się wspólnie rozwiązać. Może trzeba jakiś krok w tył wykonać? Jakiś gest w stosunku do Brukseli? Wtedy trochę sytuacja będzie lepsza.
W stosunku do Brukseli, to znaczy w stosunki do kogo?
Myślę o sprawie związanej z telewizją TVN. Myślę o Izbie Dyscyplinarnej, o wniosku w Trybunale Konstytucyjnym. Tych sporów jest dużo ostatnio.
To uporządkujmy. Jeżeli chodzi o kwestie związane z telewizją TVN, to tak naprawdę stanowisko Polski, polskiego rządu sprowadza się do tego, że chcemy wprowadzić reguły obowiązujące właśnie w europejskiej rodzinie.
Ale Bruksela traktuje to, jako zamknięcie medium, które jest bardzo istotne, a krytyczne wobec dzisiejszej władzy.
Ale co znaczy zamknięcie? Czy obecnie ktokolwiek z rządzących powiedział, że chce zamknąć stację TVN? To już czysta demagogia. Mówimy o tym, że należy przywrócić równowagę kapitałową, jak obowiązuje to w takich państwach jak Francja czy Niemcy.
A inne sprawy, jak Izba Dyscyplinarna?
W tej sprawie jest oczywiste, że padła odpowiedź rządu. I oczywistym jest, że nie rząd ma instrumenty do tego, bo jesteśmy państwem prawa. Rząd nie ma możliwości bezpośredniego nacisku na Sąd Najwyższy, tylko tutaj decyzje leżą z jednej strony po stronie Sądu Najwyższego. A to, co jest w decyzji, czy w rękach obozu rządowego, to jest deklaracja, że będziemy nadal reformować nasz wymiar sprawiedliwości, bo jest to autonomiczna decyzja państw narodowych, ani Komisji Europejskiej. To po pierwsze, a po drugie, że w tym kształcie Izba Dyscyplinarna wedle planów przestanie funkcjonować, więc ta dobra wola w sposób oczywisty jest. Ale czy to oznacza, że mamy rezygnować z reformy wymiaru sprawiedliwości? Oczywiście, że nie. Pan mówi "cofnąć się przed Brukselą". Cofać należy się wtedy, kiedy nie ma się racji. Jeżeli tę rację się ma, to należy w sposób spokojny te racje przedstawiać, argumentować i przekonywać do tego, że Unia Europejska wtedy będzie miała sens, jeśli będzie funkcjonowała w oparciu o obowiązujące w UE prawo, czyli w tym wypadku traktaty.
Teraz spytam o podwyżki cen prądu, bo jeśli one mają być takie, jakie chcą spółki energetyczne, to będą gigantyczne dla wielu Polaków podwyżki. Rosną też ceny gazu. Kto w rządzie ponosi za to odpowiedzialność?
To tak jak spytać, kto ponosi w rządzie odpowiedzialność za to, że chociażby wskutek porozumienia rosyjsko-niemieckiego i położenia gazociągu Nord Stream 2, Rosja dostała instrumenty do tego, żeby szantażować Europę również cenami gazu.
To jest jedna sprawa, a druga to, że ten wzrost cen emisji CO2 to jest coś, na co ewentualnie mogliśmy mieć wpływ, wtedy kiedy to było negocjowane.
No tak, ale czy to akurat ekipa PiS za to odpowiada?
W Europarlamencie nie można było tego w jaki sposób negocjować? Jest pan europosłem.
Europarlament nie ma takiej mocy sprawczej, wbrew temu, co się przedstawia opinii publicznej. To jest to forum ważne, opiniujące, stanowione w Unii Europejskiej prawo, ale tak naprawdę decyzje zapadają gdzie indziej. Ostatnio opinia publiczna może oglądać panią premier Ewę Kopacz, która mówi z absolutną szczerością, że jest pewna, że po 2019 roku ceny prądu wzrosną. Później się reflektuje, kiedy jest poprawiona przez swoją rzeczniczkę i mówi "nie wzrosną". Wzrosną, dlatego że ktoś kiedyś nie dopilnował. I rzeczywiście wtłoczono nas taką sytuację, gdzie rosnące ceny emisji CO2 i to według kryteriów zupełnie aberracyjnych z punktu widzenia zdrowego rozsądku, a może nawet i ekologii. Podam jeden przykład. Grupa chemiczna Azoty jest w stanie wyłapać na swoich instalacjach, potocznie kominach, całą emisję dwutlenku węgla emitowaną podczas produkcji nawozów. Ale czy to zwalnia tę grupę z płatności, za te emisje? Nie, bo okazuje się, że trzeba płacić nie za to co jest wyłapane, tylko co jest wyprodukowane.
Gdyby nie budować elektrowni w Ostrołęce, za którą dzisiaj płacimy kary i kosztował dużo pieniędzy, a była na węgiel. Może gdyby rząd PiS pierwszej kadencji nie obraził się na elektrownie wiatrowe, to dziś sytuacja byłaby inna?
Wie pan jak ta sytuacja wygląda? Jak przychodzi co do czego, to w tym miksie energetycznym Niemiec, energia produkowana z węgla, zarówno kamiennego, jak i brunatnego czasami sięga poziomu 50 proc. Mówienie o tym, że tylko i włącznie energia OZE pozbawić nas podwyżek prądu jest absolutnym kłamstwem. Jak dojdzie do sytuacji, która miała miejsce w Teksasie, w Stanach Zjednoczonych, kiedy śnieżyce zmiotły farmy fotowoltaiczne, jak przestanie wiać wiatr, to wtedy Niemcy natychmiast sięgają po węgiel brunatny, węgiel kamienny.