"Dochodzą do nas słuchy, że może zabraknąć głosów, żeby tym razem obronić Zbigniewa Ziobrę. Niektórzy posłowie Prawa i Sprawiedliwości mogą nie trafić na salę podczas głosowania" - mówił w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem Robert Biedroń, lider Lewicy i europoseł. Polityk był pytany, czy opozycji uda się odwołać ministra sprawiedliwości.
Zwieramy szyki. Wszystko, co doprowadzi do podziałów w Zjednoczonej Prawicy, co jest w stanie doprowadzić do tego, żeby Zbigniew Ziobro więcej nie szkodził Polsce, jest miodem na me serce - powiedział Robert Biedroń.
Jest duże prawdopodobieństwo, dochodzą do nas zresztą takie słuchy, że może zabraknąć posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy mogą nie trafić na salę podczas głosowania. Może zabraknąć głosów, żeby tym razem obronić Zbigniewa Ziobrę. A to ze względu na środki unijne i pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy. Jeśli stracimy te pieniądze, to będzie katastrofa. To będzie pierwszy rząd od 2004 roku, od kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, który tych pieniędzy Polkom i Polakom "nie dowiezie" - zauważył europoseł.
Krzysztof Ziemiec spytał swojego gościa, czy to taka zemsta niektórych polityków PiS-u, żeby w ten sposób "podziękować" Zbigniewowi Ziobrze?
To i zemsta, i pragmatyzm. Zemsta, żeby utrzeć mu nosa, pragmatyzm, ponieważ oni dobrze wiedzą, że bez tych pieniędzy z Unii Europejskiej sobie nie poradzą. Opozycja wystawiła im Ziobrę na coś, co może im się dziś przydać do tego, żeby pójść do przodu ws. środków unijnych - zaznaczył lider Lewicy. Jeżeli Ziobro zostanie odwołany, będzie można szybciej w tej sprawie procedować - dodał.
Czy dni Ziobry w rządzie, na wypadek odwołania w Sejmie, są również policzone?
Nie wiem. Takich plotek nie znam. Słyszałem, że kilku parlamentarzystów PiS-u nie chce przyjść na głosowanie ws. odwołania Ziobry, żeby pomóc opozycji. Wiem, że część kolegów już sprawdza zamki w toaletach sejmowych - powiedział z uśmiechem Robert Biedroń.
W nadchodzącym tygodniu złożony zostanie wniosek o powołanie komisji weryfikacyjnej ds. polityki energetycznej. Uważam, że nie powinniśmy dawać PiS-owi politycznego narzędzia do zbijania kapitału politycznego, do próby dzielenia. Być może nie jest to najlepszy czas na rozliczenia - mówił Robert Biedroń pytany o to, czy lewica poprze powołanie komisji weryfikacyjnej ds. polityki energetycznej.
Lewica uważa, że w tych sprawach przez wiele lat doszło do licznych zaniedbań. Zobaczymy w jakiej formule będzie ta komisja zaproponowana. Jako klub nie podjęliśmy jeszcze decyzji w tej sprawie - poinformował Robert Biedroń.
Władze Platformy Obywatelskiej przekonywały, że ich partia absolutnie nie poprze takiego wniosku. Robert Biedroń zauważył, że ta komisja będzie zajmowała się też latami rządów PO.
Podczas rządów PO w sprawie np. atomu nie zrobiono nic, a płacono ogromne pieniądze spółkom, które za to odpowiadały. Jeśli chodzi o rozwój OZE (Odnawialne Źródła Energii - przyp. red.), można było zrobić dużo więcej. Uzależniano nas dalej od putinowskiego węgla. Każdy z tych rządów ma coś na sumieniu i każdemu będzie zależało, żeby w ich sprawie niewiele wynikło - zauważył lider Lewicy.
My jako Lewica chcemy transparentności w tej sprawie. Zobaczymy jaka będzie propozycja tej komisji. Nie mamy jeszcze stanowiska jako klub - podsumował polityk.
Robert Biedroń był pytany o to, czy pójdzie w kamasze. Ostatnio w mediach głośno o możliwych wezwaniach na ćwiczenia wojskowe w 2023 roku.
Ja mam nadzieję, że nikt nie będzie brany w kamasze, bo ostatnio źle się to kojarzy. W 2007 roku śp. Ludwik Dorn chciał brać lekarzy w kamasze i to się źle skończyło. Dla tego rządu też się źle skończy, bo dziś młodzi ludzie nie chcą być traktowani jak "mięso armatnie", chcą być traktowani podmiotowo - powiedział lider Lewicy.
Na uwagę, że Ukraińcy, zarówno młodzi, jak i starsi, bronią ojczyzny, gość Krzysztofa Ziemca zauważył, że byli oni w całkiem innej sytuacji.
Ukraińcy nie są częścią NATO i Unii Europejskiej, nie wydawali 100 miliardów złotych każdego roku na obronność, a tyle ostatnio wydajemy. Polacy i Ukraińcy są w całkiem innej sytuacji. Młodzi ludzie potrzebują wsparcia psychologicznego, a nie karabinów w ręce - powiedział Robert Biedroń.
Dlaczego nie pójść do takiego "półwojska" na dwa, trzy tygodnie? Krzysztof Ziemiec zauważył, że żyjemy w groźnym i niebezpiecznym świecie.
Po pierwsze, jak zwykle ten rząd kluczy i nie daje jednoznacznych odpowiedzi, kto w te kamasze ma być zabrany. Pierwsze informacje były zupełnie inne niż dzisiaj. Dziś nie wiemy, czy te podawane informacje są prawdziwe. Ustawa o obronie Ojczyzny mówi bardzo ogólnie w tej kwestii. Ważne jest, żeby ta polityka informacyjna rządu była spójna - zauważył gość RMF FM.
Na pytanie, czy poszedłby do komisji wojskowej, Robert Biedroń odpowiedział, że "nie wyobraża sobie, że moim generałem mógłby być Błaszczak lub Kaczyński".
Nie chciałbym w żadnej mierze podlegać ludziom, co do których mam wątpliwości - nie tylko militarnie i obronnie, ale także jeśli chodzi o styl uprawiania polityki - podkreślił.
Te zapowiedzi są sprytne - żaden polityk PiS-u nie pójdzie do wojska, bo ich będzie chroniła legitymacja poselska, nie pójdzie wielu ludzi tej władzy. Pójdą zwykli obywatele, którzy będą traktowani jak "mięso armatnie" - podkreślił europoseł.
Biedroń mówił też, że w sprawie pieniędzy z KPO dla Polski jest sceptyczny.
Z gabinetów komisarzy unijnych dostaję informację, że Polska wcale nie robi postępów w negocjacjach ws. KPO. Nowy pan minister ds. europejskich jeździ do Brukseli i dopiero się rozeznaje w sytuacji. Jest kilka kamieni, tylko żaden z nich nie został jeszcze zrealizowany, a co dopiero złożenie wniosku. Zostały nam trzy tygodnie do końca roku, w tym święta i Nowy Rok. Kibicuję rządowi, żeby zdążyli, bo Lewica zawsze kibicowała, żeby te środki trafiły do Polski, ale niestety czarno to widzę - prorokował.
Jego zdaniem jedna z przyczyn takiego stanu rzeczy leży w słabej pozycji naszego kraju w UE. Nie mamy żadnej pozycji w Brukseli. Polska jest piątym krajem w UE, jeśli chodzi o wagę. Moglibyśmy być graczem, który siedzi przy stole z największymi UE, a dzisiaj siedzimy na karnym jeżyku w UE - mówił.
Jeden z liderów Lewicy był też pytany o wspólną listę jego ugrupowania i PO w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Jeżeli wspólna lista z Tuskiem będzie najbardziej skuteczna dla opozycji, to trzeba iść z PO do tych wyborów. Ale dzisiaj to nie my jesteśmy maruderami wspólnej listy. Zresztą wczoraj ukazało się badanie jednej z sondażowni, które pokazuje, że opozycja wcale nie zyskuje więcej na jednej liście, a najwięcej zyskuje idąc samodzielnie - powiedział Biedroń.
Dodał też, że "Platforma Obywatelska jest przyzwyczajona do roli hegemona na opozycji i tak też zwykła traktować swoich partnerów". To źle wróży wszystkim - zaznaczył.
Krzysztof Ziemiec pytał swojego gościa także o podziały pośród ugrupowań lewicowych. Rok temu posłowie PPS-u opuścili klub Lewicy. Czy lewicowe partie zjednoczą się przed wyborami?
Źle się stało, że PPS nie jest dzisiaj z nami. I zrobię wszystko, żeby PPS wystartował z nami na liście. Zapraszam przewodniczącego Koniecznego na wspólne listy. Jest świetnym senatorem. Chciałbym, żeby był w jednej drużynie, bo lewica zawsze wgrywa, kiedy jest zjednoczona, przegrywa, kiedy się dzielimy - powiedział polityk.
Czy zatem przedstawiciele PPS-u znajdą się na niedzielnej konwencji Lewicy? Dostali zaproszenie. Mam nadzieję, ze przewodniczący Konieczny będzie jutro z nami - odpowiedział Biedroń.