"Oczywiście, że Hezbollahu nie da się tak pokonać. Jak można zniszczyć Hezbollah uderzeniami rakietowymi, nalotami, czy nawet ograniczoną inwazją na południowy Liban? To zupełnie nierealne"- tak o ostatnich działaniach Izraela mówił w Rozmowie o 7:00 w Radiu RMF24 prof. Maciej Milczanowski, ekspert ds. bezpieczeństwa. W poniedziałek wieczorem Izrael rozpoczął operację lądową w Libanie. Wczoraj wieczorem natomiast Iran, w odpowiedzi na wcześniejsze działania Izraela, wystrzelił ponad 180 rakiet na Izrael.

Wojny tego typu, które toczą się na Bilskim Wschodzie od lat, charakteryzują się tym, że są nieustanne wymiany ciosów. Każda akcja powoduje kontrakcję. Z jednej strony są cele polityczne, militarne, z drugiej strony ambicjonalne - oceniał w Rozmowie o 7:00 w Radiu RMF24 prof. Maciej Milczanowski.

Zawsze można uderzyć bardziej symbolicznie, a można bardzie skutecznie - to Izrael jest ostatnio bardzo skuteczny w rozmontowywaniu wpływów irańskich wokół siebie - zauważył gość Tomasza Terlikowskiego. Dodał, że właśnie z tego powodu był atak Iranu.

Wczorajsze wydarzenia, jak zauważył prof. Milczanowski, będą przedstawiane w Iranie jako wielki sukces i zwycięstwo. Tak to wygląda w krajach, w których mamy zorganizowaną propagandę - podkreślił.

Wojna wciąż wisi na włosku

Jego zdaniem wojna wciąż wisi na włosku, a równocześnie Iran traci swoje wpływy wokół Izraela.

W Iranie jest dużo wewnętrznej gry, obliczonej na własne społeczeństwo, własne elity rządzące. To nie jest tak, że jedna osoba rządzi, są różne grupy wpływu. Trochę jest tak jak w Rosji, są twardogłowi, którzy pchają do wojny, a rządzący muszą szukać jakiegoś balansu - zauważył prof. Milczanowski.

Nasz gość zaznaczył też, że Izrael nie jest w stanie pokonać Hezbollahu. Oczywiście, że Hezbollahu nie da się tak pokonać. Skoro Hamasu nie udało się pokonać, wchodząc do Strefy Gazy, to jak można zniszczyć Hezbollah uderzeniami rakietowymi, czy nalotami, czy nawet ograniczoną inwazją na południowy Liban? To zupełnie nierealne. Chodzi o osłabienie struktur i powstrzymanie fali ataków - skomentował prof. Milczanowski.

"7 października dał pewną przepustkę Izraelowi do rozprawy"

Zdaniem prof. Milczanowskiego Izrael stawia wszystko na jedną kartę. 7 października dał pewną przepustkę Izraelowi do rozprawy. Z jednej strony Izrael to demokracja, ale z drugiej strony rządzi skrajnie prawicowa partia, która właśnie w ten sposób widzi swoją rolę. Oni mówią: wreszcie zamknijmy ten rozdział, zlikwidujmy swoich przeciwników. Mówili to od lat. Oni patrzą innymi oczami. My wiemy, że (Hezbollah - przyp. red.) wróci, że to niczego długofalowo nie zmieni. Ale w perspektywie skrajnej prawicy jest zbombardować, zabić i zakończyć problem - ocenił gość Tomasza Terlikowskiego.

Prof. Maciej Milczanowski podkreśla, że atak Hamasu na Izrael 7 z października ub. roku był dla obywateli tego kraju tym samym, co ataki 11 września 2001 r. dla Amerykanów i dla świata. To bardzo dużo zmieniło. Skrajna prawica nabrała wtedy wiatru w żagle i może prowadzić takie działania, jak od lat chciała. Rzeczywiście jest dużo skuteczności tych działań, ale to skuteczność doraźna, bo wojna nie rozwiązuje problemów długofalowych. Długofalowo będzie tylko więcej problemów - zauważył nasz rozmówca.

"Poziom radykalizmu w izraelskiej armii jest olbrzymi"

Według niego Izrael stawia teraz wszystko na jedną kartę - chce wyeliminować jak najwięcej liderów i bojowników organizacji, które działają wokół. Tutaj nie ma żadnych granic w tej chwili. Poziom radykalizmu w izraelskiej armii jest olbrzymi. To jest też sterowane politycznie. Pamiętam moment, kiedy Kneset oficjalnie uznał, że wszyscy, którzy zostaną w północnej Strefie Gazy, w strefie walk, jeżeli się nie ewakuują, to są bojownikami Hamasu i można ich zabijać. A przecież to są różni ludzie, chorzy, dzieci - zaznacza prof. Milczanowski. 

Dla mnie, jako żołnierza, takie przyzwolenie ze strony polityków dla żołnierzy: nie ma zasad, róbcie, co chcecie, to jest wyjście z zasad, które powinny obowiązywać w państwie cywilizowanym i zejście do roli państw barbarzyńskich, właśnie jak niestety Rosja - komentuje.

"Porzucenie w tej chwili Żydów przez Europejczyków i Amerykanów równałoby się drugiemu holokaustowi"

Prof. Milczanowski zauważył też, że premier Izraela Benjamin Netanjahu wie doskonale, że prezydent USA Joe Biden nie może przestać go popierać. Dlatego może naginać tę współpracę i będzie to robił. Nie tylko Amerykanie nie mogą go opuścić, także Brytyjczycy, Europejczycy ze względów historycznych, przewożenia Żydów z Europy do Palestyny, które było zorganizowane nie przez Żydów, lecz Brytyjczyków. Porzucenie w tej chwili Żydów przez Europejczyków i Amerykanów równałoby się drugiemu holokaustowi - mówił gość Tomasza Terlikowskiego. 

To jest żelazna granica. Tego nie przekroczy żaden amerykański prezydent, ani brytyjski premier, ani nikt w Europie. Oni wiedzą, że mogą sobie pozwolić na bardzo wiele i nie stracą tego poparcia, a to poparcie jest kluczowe - stwierdził prof. Milczanowski.

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.
Opracowanie: