Polska prokuratura wojskowa posługuje się wnioskami o pomoc prawną, by od strony rosyjskiej uzyskać to i owo - a to dostęp do wraku, a to udział w przesłuchaniach świadków - i OK, ale to nie jest jedyna metoda. Polska nie wykorzystuje instrumentów rosyjskiego prawa, w skrócie: nie prowadzi działań prawnych.
Czarne skrzynki mogłyby wrócić do Polski już wiele miesięcy temu, gdyby podjęto odpowiednie działania prawne. Piszę: "mogłyby", bo wynik takich działań zależy i od rosyjskiego Komitetu Śledczego, i od rosyjskich sądów.
Rosyjski Kodeks Postępowania Karnego (Ugołowno-Procesualnyj Kodeks) w artykułach 81 i 82 mówi o dowodach rzeczowych, ich przechowywaniu i zwrocie. Generalna zasada brzmi, że dowody przechowywane są do czasu prawomocnych rozstrzygnięć śledczych i sądowych, ale jest furtka.
Artykuł 82 przewiduje, że elektroniczne nośniki informacji chronione są plombami, przetrzymywane w warunkach wykluczających możliwość poznania tych informacji przez osoby postronne i zabezpieczających nienaruszony stan samego nośnika, jak i zawartych na nim informacji.
Dowody w postaci nośników elektronicznych zwracane są właścicielowi po przeprowadzeniu oględzin i innych koniecznych czynności, jeżeli nie wpłynie to negatywnie na proces dowodowy.
Oznacza to, że właściciel czarnych skrzynek - wojsko lub polski rząd - powinien wynająć prawnika w Rosji i za jego pośrednictwem złożyć jako właściciel wniosek o wydanie dowodów rzeczowych, jako że ich treść już dawno została odczytana i skopiowana na potrzeby rosyjskiego śledztwa.
Czy czarne skrzynki są elektronicznym nośnikiem informacji, to kwestia poboczna - moim zdaniem są.
Komitet Śledczy musi odpowiedzieć z uzasadnieniem, a w przypadku odmowy zaskarża się ją do sądu. Jeżeli sąd odrzuci polską skargę, można odwołać się do kolejnego sądu, itd. Myślę, że dobry prawnik w Rosji potrafiłby również tą drogą wystąpić o zwrot wraku.
I moim zdaniem to znacznie lepszy i skuteczniejszy nacisk, niż grożenie Rosji panią baronessą Ashton.