"Kiedy na samym początku tam dołączyłem, pojawił się Piotr Fronczewski, uścisnął mi dłoń powiedział ‘cześć’, tym swoim przepięknym aksamitem, to było dla mnie bardzo zaszczytne, bardzo podniosłe i bardzo się zestresowałem, ale to jest potrzebny stres w tej robocie – bo mamy do czynienia z wyzwaniem" - tak Tomasz Kot wspominał w Porannej rozmowie w RMF FM pierwsze próby na planie "Akademii Pana Kleksa". Aktor w najnowszej produkcji wcieli się w samego Ambrożego Kleksa.

Od lat uprawiam anty-sylwestra

Aktor przyznaje, że nie przepada za sylwestrowym szaleństwem. 

"Od lat uprawiam anty-sylwestra i co roku wymyślamy co można by zrobić - jaką prozaiczną czynność. W tym roku o 23.30 nasypałem dużo ziemi do doniczek i pięknie wykiełkowała mi kurkuma. Postanowiłem, że jak będzie największa zadyma, to ja posadzę tę kurkumę, awokado i parę mango. Wcześniej przez lata uprawialiśmy anty-sylwestra i kierowaliśmy do najbliższych taki komunikat, że jak masz dosyć tego cyrku, to po prostu przyjdź do nas" - mówił Tomasz Kot.

Czy takie kontestowanie zabawy sylwestrowej, to forma ucieczki przed rzeczywistością - pytał Robert Mazurek.

"Tak, kiedyś przeczytałem taki komentarz na swój temat 'rozmawiałem z człowiekiem przez chwilę, jest kompletnie odklejony od rzeczywistości'. To piękne, ale co w tym złego. Ja mam swoją rzeczywistość, ta pani ma swoją" - stwierdził aktor i dodał, że to forma eksperymentu społecznego - "ja kontra konstrukt społeczny".

Jednym z przykładów tego "oderwania od rzeczywistości" może być stosunek Tomasza Kota do polityki.

"Polityka nie interesuje mnie w takim stopniu jak kiedyś, bo to jest system, który polega na nieustannej kompromitacji. W związku z tym, każdy kto wchodzi z czystymi ideami, brudzi się prędzej czy później. Jestem zorientowany, ale nie zajmuje mnie to" - mówił gość rozmowy.

Kot o bohaterach dzieciństwa

"Byłem w drugiej albo pierwszej klasie podstawówki, jak była premiera ‘Pana Kleksa’ i poszliśmy. Pamiętam, jak bardzo bałem się wilkołaków. Natomiast moi starsi kuzyni troszeczkę się z tego obśmiewali i mówili, że oni należą do epoki Bruce’a Lee, że Bruce Lee jest ich prawdziwym bohaterem. Później, gdy podrośliśmy i pojawiły się takie postaci jak Rambo - my mieliśmy swoich bohaterów - ale ci starsi zawsze mówili, że Bruce Lee, by im nakopał" - wspomina aktor.

Jest jasne, że Tomasz Kot nie uniknie porównań do Piotra Fronczewskiego, który 40 lat temu stworzył niezapomnianą kreację Ambrożego Kleksa. Aktor przyznaje, że całe przedsięwzięcie jest dla niego wielkim wyzwaniem.

"Dla mnie całość tego wyzwania - bo to było gigantyczne wyzwanie, jak się dowiedziałem, że ktoś widzi mnie jako Ambrożego Kleksa. Kiedy na samym początku tam dołączyłem, pojawił się Piotr Fronczewski, uścisnął mi dłoń powiedział ‘cześć’, tym swoim przepięknym aksamitem, to było dla mnie bardzo zaszczytne, bardzo podniosłe i bardzo się zestresowałem, ale to jest potrzebny stres w tej robocie - bo mamy do czynienia z wyzwaniem. Ciężko żeby wyzwanie przebiegało bezstresowo. Oczywiście z jednej strony się boję. Mamy kompletnie inną koncepcję (niż 40 lat temu)" - mówił Kot.

W najnowszej ekranizacji zabraknie Adasia Niezgódki. W jej miejsce - pojawi się dziewczynka, Ada.

"Dotarły do mnie opinie ludzi, którzy bardzo ortodoksyjnie traktują temat. Mówią: dobra, na tę zmianę mogę przystać, jest to adaptacja filmowa na motywach powieści, bo w sumie przepis, że w Akademii mogą być tylko chłopcy i tylko na literę A, jest w sumie dziwny" - tłumaczy aktor.

Tomasz Kot: Z uwagą przyglądam się sytuacji w TVP

Zapytany czy po zmianach, które następują w mediach publicznych, przyjąłby propozycję współpracy z nową TVP, Tomasz Kot odpowiedział: "Nie wiem, musiałbym się przyjrzeć, dlatego, że ja sobie bardzo cenię Wiktora Osiatyńskiego i to był zaszczyt, że mogłem go poznać. I jak słyszę "Helsińska Fundacja Praw Człowieka", to myślę sobie o nim ciepło; więc jak oni (HFPCz - red.) mówią: 'niepokoi nas coś w tej sytuacji', no to też się przyglądam z uwagą" - mówił w internetowej części Porannej rozmowy aktor.

W Porannej rozmowie w RMF FM Kot przyznał, że to kariera w Polsce, a nie kariera międzynarodowa jest główną częścią jego "wielkiej przygody filmowej". Choć propozycje z zagranicy są kuszące.

"Dla każdego aktora jest to coś niezwykle ważnego, dlatego, że przekraczasz granice własnego języka (...) Jakikolwiek wyskok poza granice naszego kraju jest jakąś dużą sytuacją w życiu każdego aktora. To była rzecz, której nie oczekiwałem. W momencie premiery "Bogów" mój angielski był na skandalicznie niskim poziomie. I jak film okazał się wielkim sukcesem, to co chwilę ktoś mnie pytał: "I co? Zagraniczna kariera?", a ja mówiłem: "W ogóle o tym nie myślę, bo nie mam predyspozycji, żeby to robić". Potem przyszła "Zimna wojna" - powiedział Kot.

"Nie zrobię (kariery w Hollywood - red.), bo to jest bardzo specyficzny świat. I to nie jest tak, że oni czekają tam na Polaków, tylko czekają na resztę świata. To było dla mnie symboliczne: czy mam wybrać rolę (w Hollywood, epizod w serialu - red.) czy przyjąć rolę w "Niebezpiecznych dżentelmenach". To mi się absolutnie nie kalkuluje, ponieważ sednem mojej rzeczywistości jest ta wielka filmowa przygoda, poznawanie ludzi" - dodał.

Nie boi się też zaszufladkowania. Przyznał, że już po serialu "Niania" ostrzegano go, że ta rola z nim zostanie. "Po Bogach mówiono, że to rola życia i że się nie odkleję. I że do końca życia będzie przy mnie profesor Religa. I pamiętam, że jak pojawiła się "Zimna wojna" to nie było cienia komentarza: no, ale poleciał trochę Religą. W przypadku pana Kleksa już tak ludzie nie mówią" - mówił o swojej karierze gość Porannej rozmowy w RMF FM.