"Należą się wyjaśnienia tym, którzy się mocno zaangażowali w tę inicjatywę. Szerszy kontekst jest niepokojący, ja bym oczekiwał, żeby było jak najszybciej wyjaśnione i rozstrzygnięte" - w ten sposób gość Porannej rozmowy w RMF FM Władysław Kosiniak-Kamysz komentował medialne doniesienia o tym, że 90 tys. złotych ze zbiórek KOD-u trafiło do firmy Mateusza Kijowskiego. "Wygląda to słabo, nie buduje pozycji tej organizacji ani struktury" - mówił w rozmowie z Robertem Mazurkiem szef PSL.
Robert Mazurek, RMF FM: Trudno nie zacząć od czegoś innego, jak od "wielkiej kumulacji" - jak to określił jeden z internautów - czyli zbiorowego seppuku opozycji. Najpierw Ryszard Petru, a teraz Mateusz Kijowski ma problemy z... opinią publiczną.
Władysław Kosiniak-Kamysz: Trudno nie odnieść się do tego krytycznie. Nie jesteśmy jako PSL członkiem KOD-u i pewnie nie naszą rolą jest doradzanie, ale należą się wyjaśnienia, szczególnie tym, którzy się mocno zaangażowali w tą inicjatywę. Tam było sporo młodych ludzi, którzy pewnie pierwszy raz politycznie, społecznie zaczęli angażować i ten kontekst szerszy jest właśnie niepokojący, że znów może przyjść takie rozczarowanie, że polityka, działalność społeczna nie mają sensu, że to wszystko jest tylko gra, gra interesów. I to jest ten kontekst, który mnie bardzo niepokoi. Ja bym oczekiwał - nie w swoim imieniu, ale w imieniu tych, którzy się angażowali - żeby było to jak najszybciej wyjaśnione i rozstrzygnięte.
Ale Mateusz Kijowski jakieś wyjaśnienia składa. Mówi, że jest w stanie rozliczyć się z każdej złotówki, z każdej godziny poświęconej dla KOD-u. Ale faktem jest, że sam, jako swoja firma, wystawiał sobie, jako KOD-owi, rachunki.
Wygląda to słabo i na pewno nie buduje w tym momencie pozycji tej organizacji, tej struktury. Widać też po tych artykułach, które się okazały, że wewnętrznie zaczyna być tam coraz większy problem. Pytanie to jest do tych, którzy dzisiaj zarządzają KOD-em, i którzy będą chcieli to dalej prowadzić.
Nie chcę się pastwić nad życiem prywatnym Ryszardem Petru, ale w momencie, kiedy ogłasza się wielkie wzmożenie w obronie demokracji i wyjeżdża się potem na Maderę, albo w ogóle gdzieś do Portugalii, to wygląda to bardzo niepoważnie.
Tej sprawy nie komentujemy. Na pewno chcielibyśmy rozwiązania tego kryzysu i to jest rzecz dzisiaj najważniejsza, żeby doprowadzić do jakiegokolwiek porozumienia. My do tego porozumienia dążymy od kilkunastu dni, ponieważ uważamy, że ten konflikt coraz bardziej szkodzi Polsce. Dążymy też do zwrócenia uwagi na ważne dla naszych rodaków problemy gospodarcze, społeczne, jeśli będzie możliwość, to o nich powiem, choćby o prawdziwym, wielkim proteście na Opolszczyźnie, gdzie od 10 dni głodują mieszkańcy przygranicznych z Opolem gmin, które wbrew ich woli zostały włączone do Opola. Tam jest prawdziwe życie, tak samo przedsiębiorcy, którzy nie otrzymują zwrotu VAT-u. To są już 3 miliardy niezwróconego VAT-u. Ja rozumiem uszczelnienia i walkę z nadużyciami, ale przez to upadają kolejne firmy.
Zgrabnie się panu udało porozmawiać o czymś innym, ale ja jednak wrócę do jednej rzeczy, do tej, o której dzisiaj się mówi cały czas. Pan jeszcze 20 grudnia mówił, że do 6 stycznia naprawdę powinien być rozejm, zawieszenie broni w tym sporze politycznym, który rozlewa się na ulicę, że musimy się uspokoić. No i co? No i "nico", chciałoby się powiedzieć.
Wzywanie do porozumienia i szukanie przestrzeni do dialogu nie jest czasem zmarnowanym. Nikomu korona z głowy nie spadnie, jak nabierze trochę pokory, spojrzy krytycznie czasem na swoją postawę, nie tylko na postawę innych, bo z tym drugim my nie mamy problemów w polskiej polityce. W ogóle ten cały konflikt skłania mnie do takich refleksji, że polska polityka potrzebuje ogromnego resetu, że się już kompletnie klasa polityczna zagubiła w tym wszystkim i żyje swoim malutkim życiem na ulicy Wiejskiej, a nie rozwiązuje problemy i sprawy Polaków, tylko tworzy im problemy.
Pan jeszcze wierzy, że jakiś kompromis może nastąpić? Nie mówię, że przed Trzech Króli, bo to już jutro, ale...
Ja jestem lekarzem, więc ta nadzieja i wiara musi pozostać do końca, bo to nawet jak...
To brzmi dość przerażająco, do śmierci.
Nie, to brzmi prawdziwie, bo tak jest w istocie w tym zawodzie, że jeżeli jest jakakolwiek szansa, to się pacjenta ratuje i robi się wszystko, nawet gdy perspektywa może nie wydać się na starcie najlepsza, trzeba robić wszystko, żeby dążyć do dobrostanu.
Trzymając się tej metafory, powiedziałbym, że pan nie robi wszystkiego, by reanimować opozycję, tylko proponuje takie wyjście pośrodku.
Bo tutaj trzeba równo, jeżeli chce się stanąć pośrodku i doprowadzić do normalności, która jest Polsce potrzebna i bronić Polskę przed dwoma Sejmami, to trzeba krytycznie patrzeć na to, co rząd zrobił, co zrobiła większość parlamentarna, ale też nie być bezkrytycznym w stosunku do opozycji totalnej.
A nie ma pan takie poczucia, że najmniejszego klubu w Sejmie, czyli PSL-u, nikt nie słucha?
Mam poczucie, jak bardzo brakuje dzisiaj stabilizatora, którym przez wiele lat był PSL, który stabilizował i na przykład blokował radykalne czy liberalne zapędy Platformy, a dzisiaj nie ma kto blokować radykalnych zapędów PiS-u. I tego z tej stabilizacji, tego katalizatora, nam dzisiaj brakuje, ale ta pozycja którą mamy dzisiaj - czy my tyle samo możemy w opozycji? Tyle samo, co 130 posłów Platformy czy 30 posłów Nowoczesnej? Czy pozycja partii opozycyjnych jest porównywalna?
Najśmieszniejsze jest to, że PSL-owi najbliżej jest w tej chwili do ruchu Kukiza. Tego Kukiza, z którym prowadzicie wojny i spór w sądzie.
I to pokazuję, że polityka jest bardzo dynamiczna i trzeba też wyczuć dynamikę sporu i konfliktu i się w niej odnaleźć, ale to prawda, że na dzień dzisiejszy podobne mamy stanowiska, bo krytycznie podchodzimy do formy przyjęcia budżetu, ale też chcemy znaleźć z tego wyjście, a nie zacietrzewić się na własnych pozycjach, okopać się i nie wychodzić, tylko chcemy rozmawiać. Jest kilka wariantów na stole, my przedstawiliśmy nasz o uchwale Sejmu. Jest ten wariant senacki, on jest wciąż aktualny.
Wariant senacki, rozumiem, że polega na tym, że PiS swoimi głosami przyjmuje poprawki opozycji.
Większość senacka musi przyjąć, więc bez PiS-u tej większości nie ma. Wtedy budżet wraca do Sejmu. To jest cel, który przed sobą postawili, żeby jeszcze raz Sejm zajął się budżetem.
Powiedział pan, że prezydent Andrzej Duda stracił okazję, by stać się autorytetem, że mógł wysłuchać wszystkich, ale przyjął wersję PiS-u, mógł powiedzieć: "Ja to widzę tak" i stanąć choć trochę po stronie opozycji.
Miał niebywałą okazję zaraz po rozpoczęciu konfliktu i wydawało się, że ją wykorzystuje w dobrym tego słowa znaczeniu, spotkał się ze wszystkimi liderami. Później przyjął wersję PiS-u, nie zorganizował całościowego spotkania i tego szkoda, ale teraz ma jeszcze szansę, troszkę w innym obszarze, chodzi o edukację, bo zostały już tylko kilka dni do 9 stycznia...
O edukacji jeszcze porozmawiamy...
...bardzo ważna sprawa, trzeba zawetować ustawy likwidujące gimnazja.
Pan powiedział tak: "Niedobrze, że prezydent jest teraz na nartach. Na jego miejscu wracałbym do Warszawy i szukał możliwości rozwiązania kryzysu". Prezydent wybrał narty, zamiast ratowania demokracji i szukania kompromisu?
Ja rozumiem ten czas świąteczny, czas noworoczny, wyjazdu, ale ten tydzień pomiędzy świętami a Nowym Rokiem, czy teraz zaraz po Nowym Roku, był dobrą okazją do stworzenia tej przestrzeni, spotkania wszystkich stron konfliktu politycznego. Nie robi tego marszałek Sejmu, który powinien, bo to on ma problem tak naprawdę, bo w jego gmachu w którym zarządza, trwa protest. Dziwię się, że w ogóle nie przyszedł, nie porozmawiał z protestującymi.
Czy pan wierzy jeszcze w to, w jakąś inicjatywę prezydenta, w jakąś mediację ze strony Andrzeja Dudy?
Czasu jest coraz mniej, już chyba została ta przestrzeń bardziej przesunięta do parlamentu, bardziej widzę nadzieję w tym, że coraz więcej ugrupowań mówi językiem PSL-u, mówiąc o kompromisie i dialogu. Do czego to doszło...
Wszyscy mówią o kompromisie, ale każdy rozumie to na swój sposób.
Spróbujmy, najlepszym rozwiązaniem nie będzie to, które proponuje się, tylko to, które jest do przyjęcia przez wszystkich.