Na wojnę trafił w 2014 roku w wieku 22 lat - po tym, jak zabito na niej jego przyjaciela. Jako jeden z „cyborgów” brał udział w heroicznej obronie lotniska w Doniecku, a potem trafił do rosyjskiej niewoli. Sławik Gawianiec w Popołudniowej rozmowie w RMF FM powrócił do dramatycznych wydarzeń sprzed lat. "Po tym, jak wybuchł terminal, wyciągaliśmy rannych, których udało się odnaleźć w ruinach. Wielu chłopaków było tak głęboko, że nie mogliśmy już w żaden sposób się do nich dostać, mimo że słyszeliśmy, jak krzyczą" – wspominał.
Sławik Gawianiec wspominał w RMF FM, że w latach 2012-2013 odbył służbę wojskową. Gdy zaczął się Majdan, brałem udział w tych wydarzeniach. Byłem obok biura prezydenta, kiedy Berkut bił ludzi, puszczał gaz. Uciekaliśmy stamtąd, strzelano do nas - relacjonował.
Rozmówca Piotra Salaka wyjaśnił, że w 2014 r. do walki w Doniecku zgłosił się na ochotnika po śmierci swojego przyjaciela. Miał wtedy 22 lata. Trafił do brygady, w której służył jego zabity na wojnie przyjaciel.
Gość RMF FM opowiadał, że gdy dołączył do obrońców lotniska w Doniecku, ich liczebność wynosiła ok. 50 osób. Potrzebne były posiłki, bo zaczynał się już szturm. Upadła wieża kontroli lotów. Wjeżdżały czołgi i wielkie siły wojska - relacjonował Gawianiec. Kiedy przyjechałem, separatyści zajęli już parter. Potem czołgami udało się zawalić część terminalu, z której można było wejść na drugie piętro. Byliśmy na pierwszy piętrze. Widzieliśmy, że lotnisko jest otoczone - dodał.
Gawianiec wrócił też pamięcią do dramatycznej rozmowy telefonicznej z ojcem w czasie walk w Doniecku. Skontaktowałem się z nim po trudnym, 16-godzinnym boju. Siedziałem w pełnej rozpaczy. Wielu chłopaków już wtedy było rannych lub zginęło. Poprosiłem go o przebaczenie za to, co może się zdarzyć. Powiedział, że nie mam za co przepraszać. "Trzymaj się, jestem z ciebie dumny, wrócisz do nas i wszystko będzie dobrze" - mówił mu ojciec.