"Coraz bardziej widzimy ogrom zniszczeń. Woda odchodzi. Wraz z wodą odchodzą domy. Widzimy bardzo dużo zniszczeń. Podmyte cmentarze, zwierzęta które zginęły w wodzie. I to wszystko idzie w kierunku Morza Czarnego" - opisuje krajobraz po katastrofie ks. Piotr Rosochacki, dyrektor Caritas-Spes w Odessie, gość Rozmowy w południe w RMF FM.

Zniszczenie 6 czerwca zapory wodnej w Nowej Kachowce spowodowało niewyobrażalną katastrofę ekologiczną i humanitarną. W regionach dotkniętych powodzią pracują także Polacy, którzy starają się nieść pomoc ofiarom wojny. Na co dzień mogą obserwować nie tylko ogrom zniszczeń w obwodzie chersońskim, ale także to, w jaki sposób na tragedie reaguje okoliczna ludność.

Coraz bardziej widzimy ogrom zniszczeń. Woda odchodzi. Wraz z wodą odchodzą domy. Widzimy bardzo dużo zniszczeń. Podmyte cmentarze. Zwierzęta które zginęły w wodzie. I to wszystko idzie w kierunku Morza Czarnego - opisuje ks. Piotr Rosochacki.

Chersoń jest przykładem sztandarowym. Ale wokół są wioski doszczętnie zalane. Tam życie zamarło. Co dziwne i zaskakujące ludzie niekoniecznie chcą się ewakuować. Nieduże grupy wyjechały stamtąd, ale zostali ludzie, którzy przeżyli rosyjską okupację, kilka miesięcy ostrzałów, a teraz doświadcza ich powódź - dodaje.

Według duchownego, ludzie traktują powódź jako coś przejściowego - Ta woda odejdzie i chcą być na miejscu, by od razu przystąpić do oczyszczania swoich domów i porządkowania. To jest ich dobytek całego życia. Oni byli tam od zawsze, tam są ich rodziny i korzenie i to ludzie, którzy nigdy nie opuszczali tych terenów. Wyjeżdżają do swoich rodzin czy znajomych i codziennie wracają żeby zobaczyć czy woda nie odeszła. Czy można już przystąpić do porządkowania - mówi ksiądz.

Wczoraj widziałem ludzi, którzy spod wody wyciągali lodówki na suchą ziemię. Zastanawiałem się czy to ma sens, ale ci ludzie chyba muszą czymś się zająć żeby nie myśleć o ogromie zniszczeń których doświadczają. Cały czas są aktywni - relacjonuje.

Nie ma taryfy ulgowej dla pomocy humanitarnej

Co z kwestiami bezpieczeństwa w regionie? Chociaż pomoc humanitarna powinna móc docierać w zalane rejony, to przecież wszędzie wokół trwa regularna wojna.

Niestety. To jest tragiczna prawda. Nie ma żadnej taryfy ulgowej, nawet dla pomocy humanitarnej. My na tych terenach tzw. czerwonej strefy musimy używać kasków i kamizelek kuloodpornych. Dwa dni temu byłem w jednej z wiosek, której mieszkańcy nalegali na to żebym przepłynął ulicami ich miasta. Żebym zobaczył na własne oczy ogrom zniszczeń. Dziś niestety ta wioska została bardzo poważnie ostrzelana. Ostrzelano miejscową cerkiew. Z informacji miejscowych wiemy, że zginął tam też ksiądz prawosławny. Więc niestety: nie ma żadnej taryfy ulgowej żeby ludzie mogli sobie poradzić z tą powodzią, która też jest efektem wojny - tłumaczy dyrektor Caritas-Spes.

Z drugiej strony mamy doniesienia o rozpoczęciu ukraińskiej kontrofensywy. Czy walki są już widoczne?

Jesteśmy po prawej stronie Dniepru. Po stronie Chersonia, która została wyzwolona w listopadzie zeszłego roku. I tutaj słychać działania wojenne i niestety jest niebezpieczeństwo ostrzałów artyleryjskich, rakietowych, ostrzałów dronami. Za nami kolejna bardzo trudna noc. Alarm powietrzny był ogłoszony o 2 w nocy i trwał do rana. Ostrzeliwano miasto Krzywy Róg i były ofiary śmiertelne. Kilka dni temu mieliśmy też ostrzały Odessy i też ofiary śmiertelne. Ta wojna jest obecna na całej Ukrainie. Gdzieś bardziej tego doświadczają ludzie, w innych miejscach - od czasu do czasu -, ale na pewno jest niebezpiecznie - tłumaczy Rosochacki.

Jak ludzie mogą pomóc Ukrainie?

Jestem w tej dobrej sytuacji, że wdzięczność do Polski i Polaków otrzymuję na własne ręce. Ludzi gdy słyszą, że jestem Polakiem wyrażają wielką wdzięczność za solidarność i braterstwo. My przede wszystkim współpracujemy z Caritas-Polska, którzy też nas wspierają od pierwszych minut tej katastrofy. Jesteśmy w stałym kontakcie. Są organizowane zbiórki w Polsce. Więc jeden z kanałów to Caritas - wyjaśnia duchowny.

A co z tymi, którzy także potrzebują pomocy, ale utknęli po stronie okupowanej przez Rosjan, gdzie nie obowiązują już międzynarodowe umowy i ustalenia.

Niestety. Jesteśmy w tym momencie bardzo bezradni. Władze ukraińskie apelują w tej sprawie do międzynarodowego Czerwonego Krzyża, bo ta organizacja ma inny status niż zwykła organizacja charytatywna. My próbowaliśmy podejmować próby, ale zabroniono nam tego, zabroniono nam wypływać bo ci którzy próbowali wypływać niestety zostali ostrzelani - tłumaczy ks. Rosochacki.

Ks. Rosochacki: Woda w okolicach Chersonia nie nadaje się dziś nawet na wodę techniczną

"Woda, jedzenie, środki czystości" - wymieniał ks. Rosochacki pytany czego dziś najbardziej potrzebują mieszkańcy okolic Chersonia, zalanych po wysadzeniu tamy w Nowej Kachowce. Szef Caritasu-Spes w Odessie mówił, że woda na tych terenach nie nadaje się do picia. 

Ludzie są ostrzegani, że nie mogą pić tej wody, nie mogą jej oczyszczać jakimiś filtrami, bo ta woda nie może być dziś wykorzystywana nawet jako woda techniczna. Zalane są studnie głębinowe, zniszczone są rurociągi, więc pierwsze co wieziemy ludziom to woda butelkowana w pięciolitrowych butelkach, potem jedzenie, potem środki higieniczne - mówił. Dodał też, że problemem jest też zagrożenie epidemiologiczne. 

Ludzie wchodzą do tej wody bez zabezpieczenia, żeby ratować dobytek. I mamy już do czynienia z chorobami skórnymi - powiedział ks. Rosochacki.

Według dyrektora odeskiego oddziału Caritas powódź zniszczyła też tegoroczne zbiory. 

Chersoń i jego okolice to tereny słynące z bardzo dobrych pomidorów i arbuzów. Trzeba zapomnieć o tym w tym roku na pewno. Na wioskach ludzie też mówią o swoich przydomowych ogródkach, w których uprawiali warzywa i owoce - na pewno w tym sezonie jest to zniszczone. Czy ta ziemia będzie nadawała się do uprawy za rok? Musimy poczekać na badania specjalistów - mówił ks. Rosochacki. 

Już za chwilę będziemy organizowali pomoc w postaci pomp i wielkiego sprzątania domów. I potem przed nami pomoc w odbudowie tych terenów. Chcielibyśmy, żeby ta wojna skończyła się już dziś, choć wiemy, że jest to trudne. Ale wojna kończy się dziś, a my mamy jeszcze lata pracy przed sobą. Ta pomoc humanitarna będzie trwała jeszcze długo - stwierdził.