Niepełnosprawni błagają w komisjach o podwyższenie stopnia swojego inwalidztwa. Jeśli z grupy „lekko” nie przejdą do „umiarkowanie” mogą stracić pracę. Wszystko przez zmianę ustawy, która zmniejszyła dofinansowanie do pensji niepełnosprawnych w lekkim stopniu. Ministerstwo Pracy nie widzi żadnego problemu. „Jeśli problem się pojawi, niepełnosprawni będą mogli skorzystać z programów dla bezrobotnych” – radzą urzędnicy. Dzięki za taką radę.
Ani w PFRONie, ani w resorcie nie przyznali się, że zmiana przepisów pozwoli przede wszystkim zaoszczędzić sporo pieniędzy. Dopłaty do pensji zwiększyły się bowiem tylko dla grupy ze znacznym stopniem inwalidztwa. Pozostałe dwie grupy dostaną mniej pieniędzy, a są dziesięciokrotnie liczniejsze.
Oficjalnie urzędnicy tłumaczą, że chodzi o zwiększenie pomocy dla najbardziej poszkodowanych. Nie rozumieją jednak, że naprawdę poszkodowanych przybędzie, jeśli zaczną tracić pracę. Trzeba podkreślić, że pracodawcy nie mają prawa zmuszać swojej załogi do podwyższania stopnia niepełnosprawności, ale twarde reguły dofinansowania ustalone przez urzędników tym się właśnie kończą. Dzieje się tak, bo urzędników od prawdziwych ludzi, dla których stworzyli przepisy, oddziela mur. To mur nieznajomości realiów.
Urząd skupia się na tabelkach, cyferkach, wyliczeniach i cała ta biurokratyczna maszyna nie ma pojęcia o prawdziwych problemach prawdziwych ludzi. Inaczej byłoby tylko wtedy, gdyby wszyscy urzędnicy mieli możliwość, choć przez miesiąc popracować w takich warunkach, jakie mają niepełnosprawni. I utrzymać się za ich pensję. Na to się jednak nie zanosi. Dlatego urzędnicy dają rady w stylu, „jak niepełnosprawni zaczną tracić pracę, niech się zarejestrują jako bezrobotni, dla takich osób PFRON też ma programy pomocowe".