"Przeskoczył skocznię! Ustał!" - krzyczał Stanisław Snopek, który obserwował w 2001 roku skok Adama Małysza na 151,5 metra w Willingen. "This is unbelievable… stood up" - wykrzykiwał równolegle komentator Eurosportu. W sobotni poranek mogliśmy przeżyć małe déjà vu, kiedy Kamil Stoch na skoczni o rozmiarze 137 metrów poszybował na 148,5 metra. Niewiarygodnie daleki skok dał mu jednak w Sapporo dopiero drugie miejsce. Wygrał Stefan Kraft, który wylądował w sumie (licząc dwie serie) 12,5 metra bliżej. Wniosek? Dziś nie opłaca się daleko skakać.
"Wariat" - pomyślą niektórzy. Inni zastanowią się, bo przyznawania racji nie wymagam, choć uważam, że warto sprawę przemyśleć. Stoch miał 12,5 metra więcej, ale uzyskał o prawie 10 punktów mniej od Krafta. Zastanówmy się, dlaczego.
O analizę siły wiatru pokusił się Piotr Bąk ze skijumping.pl. Na poniższej grafice widać, że skaczący szósty od końca w drugiej serii Stoch wygrał los na loterii i trafił na huragan pod narty, który poniósł go na nieprawdopodobną odległość: