Z ulicy Lelewela w Pile, przy której stoi Jednostka Ratowniczo Gaśnicza nr 2 jej nie widać. Kiedy tylko wejdzie się na dziedziniec oddanej kilkanaście lat temu jednostki – w oczy od razu rzuca się napis Komora Dymowa. To w niej strażacy co jakiś czasu muszą przechodzić testy, które mają dać odpowiedź na pytanie, czy są gotowi do dalszej służby. Oprócz obowiązku, trening w komorze to też idealne miejsce, by choć w niewielkim stopniu poczuć się jak w warunkach, z którymi strażacy mogą się zetknąć w realnych sytuacjach. Temperatura w jednej z sal komory przekracza 70 stopni Celsjusza. Druga jest całkowicie zadymiona. W obu panuje całkowita ciemność, a strażakom którzy pokonują przeszkody – towarzyszą też przerażające dźwięki emitowane ze specjalnego syntezatora. To np. krzyk uwięzionego w pożarze dziecka, błaganie o pomoc starszego mężczyzny, walący się strop czy wycie uwięzionych w płonącej oborze zwierząt. Zanim jednak strażacy rozpoczną ćwiczenie – muszą przejść testy. Ich dowódcy muszą mieć pewność, że poradzą sobie z obciążeniem – psychicznym i fizycznym już w środku.
Komora Dymowa w Jednostce Ratowniczo Gaśniczej nr 2 w Pile jest dziś Twoim Niesamowitym Miejscem w Faktach RMF FM. Naszym przewodnikiem po jej zakamarkach jest dowódca JRG 2 w Pile - mł. bryg. Zbigniew Szukajło.
Komora powstała jako ośrodek dla północnej Wielkopolski, dla wszystkich strażaków PSP i ochotników. Przyjeżdżają do nas strażacy z kilku powiatów. Na początku roku mieliśmy tysięcznego strażaka, który ukończył testy w tym miejscu. (...) Ćwiczenia w komorze dymowej mają na celu doskonalenie technik pracy w sprzęcie ochrony dróg oddechowych, ubraniu ochronnym i pracy przy dużym obciążeniu. - mówi w rozmowie z RMF FM mł. bryg. Zbigniew Szukajło.
Zanim strażacy przejdą do właściwej części testu, muszą przejść ćwiczenia na kilku przygotowanych trenażerach. Poprzedza je jednak spotkanie z medykiem, który obserwuje ich parametry. Strażacy najpierw pokonują określony dystans na bieżni, później wspinają się w jak najkrótszym czasie po szczeblach drabiny, a na koniec muszą uderzyć tzw młotem czyli podnieść ważące kilka kilo ciężary na specjalnym drążku. Sami nazywają też salę "salką fitness". Przechodzą też dodatkowe badania - np. ciśnienia krwi. Dla niektórych to strażackie być albo nie być, do zmęczenia już przed testem i obciążeniem psychicznym, dochodzi też stres jak przed każdym egzaminem. Potem zadanie, które ich czeka omawiają w teorii. Dopiero później przychodzi czas na ubranie pełnego ratunkowego rynsztunku - kombinezonu ochronnego, hełmu i aparatu tlenowego.
Test, który przechodzi strażak jest bez przerwy monitorowany z tzw. stanowiska kierowania komory dymowej. Dowodzący ćwiczeniem ma łączność ze strażakiem, może zlecać mu dodatkowe zadania. Na monitorach wyświetlają się też parametry życiowe osoby, która w danym momencie przechodzi test. W przypadku gdy tętno wzrośnie powyżej określonej wartości - dowodzący ćwiczeniem musi je przerwać.
Po wszystkich etapach wstępnych, ubraniu kombinezonu ochronnego i aparatu tlenowego, strażak zaczyna ćwiczenie w komorze dymowej. Najpierw wchodzi do tzw. pomieszczenia termicznego. To właśnie w nim temperatura przekracza 70 stopni Celsjusza. Strażak ma do dyspozycji tylko własną latarkę. W pełnym rynsztunku zaczyna pokonywać labirynt. Sam musi wpaść na to którędy pójść dalej. Nie we wszystkich szczelinach jest w stanie się zmieść. Musi więc robić przystanki na to, by zdjąć z pleców butlę tlenową i np. przez ciasny przesmyk przedostać się trzymając ją w rękach. Całości nie ułatwiają oczywiście dźwięki emitowane w trakcie ćwiczenia.
Oprócz pokonywania labiryntu w pomieszczeniu termicznym, strażak może otrzymać zadanie uszczelnienia zaworu gazociągu, albo zabezpieczenia butli z gazem, która może być potencjalnym zagrożeniem. Po pokonaniu przeszkód w pierwszej salce, strażak przeczołguje się przez niewielkiej średnicy rurę do kolejnej sali. To już właściwa komora dymowa. Zadanie jest podobne - przez labirynt na dwóch poziomach - strażak musi w jak najkrótszym czasie znaleźć właściwą drogę ewakuacji. Czasem zadanie zostaje urozmaicone koniecznością ewakuacji poszkodowanego. Wszystko oczywiście nadal w ciemności, ze sporą dawką dymu i przy dźwiękach z pożaru - np. błagalnym wołaniem o pomoc czy dźwiękiem rozbijającego się pod wpływem temperatury szkła.
Trasa labiryntu jest tak przygotowana, że strażak w każdej chwili - w przypadku gdy np. źle się poczuje - może zostać natychmiast ewakuowany. W pomieszczeniu są też specjalne wentylatory, które po zakończeniu ćwiczenia - pozwalają w kilka minut oddymić całą komorę.
Niemal wszyscy strażacy, którzy kończą opisany wyżej test mówią wprost, że to wyczerpujące, ale też niesamowite doświadczenie.
Do tej pory test w Komorze Dymowej w Jednostce Ratowniczo Gaśniczej nr 2 w Pile, ukończyło już ponad tysiąc strażaków.
(j.)